Dziś o 8 rano cyrk uciekł z miasta, by do mnie dołączyć

Przez długi czas kładłem się spać wcześnie – ot, takie przyzwyczajenie. Ale nadszedł moment, gdy obudził się we mnie myśliwy. Zasadziłem się na bilety lotnicze, cierpliwie czekając na ten jeden dzień, kiedy będę mógł zarezerwować swój wymarzony lot. Opcji było naprawdę wiele, a raz internetowa wyszukiwarka zaproponowała mi nawet lot do Delhi przez Warszawę.

Do tej pory podczas moich lotów do Azji, najczęściej korzystałem z linii Etihad, które zawsze ceniłem za wysoką kulturę obsługi oraz wygodny postój w Abu Dhabi. Miałem również okazję lecieć liniami Qatar, co pozwoliło mi spędzić noc w Doha – wspomnienia z tego doświadczenia także mam jak najbardziej pozytywne. W tym roku jednak mój cel był jasno określony: północna część Indii, Delhi. Czułem przez skórę, że nie warto robić przystanków ani tracić cennego czasu. Chciałem dotrzeć do Indii jak najszybciej.

Widok z okna samolotu, góry

Cóż takiego mogę dla siebie uczynić, aby poczuć się szczęśliwym, kupując bilety? Przede wszystkim – nie patrzeć w przeszłość. Wyciąganie wniosków z dawnych błędów jak najbardziej ma sens, ale życie przeszłością, rozpamiętywanie jej, już nie. Więc porównywanie cen wcześniejszych lotów jest bezcelowe – tak już było, a teraz jest inaczej. Wszystkie te niepokoje związane z przyszłością są nie na miejscu. Marzenia o przyszłości? Owszem, czasem kuszące, ale życzeniowe myślenie, że kiedyś polecę pierwszą klasą za grosze albo znajdę bilety niemal za darmo, też nie prowadzi do niczego. Badania pokazują, że 85% naszych obaw nigdy się nie spełnia – po co więc tracić czas na zbędne rozmyślania? Najważniejsze to polegać na sobie. To moja podróż, mój lot, i tylko ja wiem, dokąd i kiedy chcę polecieć. Oczekiwanie na cudzą pomoc przy zakupie biletów? Zbędne. Decyzję trzeba podjąć samodzielnie.

Oferta z Etihad była kusząca – lot z możliwością zatrzymania się na dwa dni w Abu Dhabi, zupełnie za darmo. Miasto nowoczesne, pełne luksusowych sklepów i punktów odpoczynku, idealnie zaprojektowane, by przyciągać podróżnych i namawiać ich na wydatki. Ale nie – to nie było to, czego szukałem. Podziękowałem. Wybrałem lot bezpośredni z Chicago do Delhi. Ostatecznie poleciałem Air India. Prosto, bez komplikacji – tak jak chciałem.

Jak wspomniałem w poprzednim wpisie, Indie są jednocześnie niezwykle zwyczajne i niesamowicie fascynujące – to właśnie ta sprzeczność jest ich esencją. Te transcendentne Indie, które pobudzają wyobraźnię, przypominają ukryty skarb – schowany głęboko w sercu, zapisany w naszej pamięci jako ulotne emocje, obrazy czy wspomnienia, które wciąż wywołują dreszcze.

Aby jednak odkryć tę prawdziwą naturę Indii, trzeba wykonać pewien wysiłek. To podróż, która wymaga spojrzenia głębiej, poza powierzchowność i pierwsze wrażenia. Jak w opowieści o skarbie, gdzie należy wykonać siedem kroków od starego drzewa przy pełni księżyca i przekopać ziemię pod korzeniami, tak i tutaj kluczem jest zaangażowanie: poznanie zwyczajów, wniknięcie w kulturę, zrozumienie wierzeń. Tylko wtedy można uchylić zasłonę obcości i dostrzec prawdziwe piękno, które Indie mają do zaoferowania. Bardzo starałem się tak postępować od pierwszego dnia przylotu.

Gorąca kawa z mlekiem, indyjski zwyczaj

Pierwsze kroki na lotnisku to mieszanina zmęczenia i radości – radości, że wreszcie tu jestem, a jednocześnie koncentracji na detalach: walizka, paszport, aparat w plecaku no i gdzie jest wyjście. Jednak zanim do tego doszło, czekało mnie ostatnie wyzwanie po niemal 14-godzinnym locie. Choć wylądowaliśmy przed czasem, przyszło nam spędzić dodatkową godzinę w samolocie, który kołował po zatłoczonym lotnisku w Delhi. To była długa chwila, pełna oczekiwania i niecierpliwości, ale gdy wreszcie postawiłem stopę na indyjskiej ziemi, poczułem, że zaczyna się coś wyjątkowego.

Właśnie w ten sposób powoli miała rozpocząć się moja podróż. Być może nawet walka z własnymi słabościami. Pierwsza krótka wyprawa miała zacząć się niemal od razu – w planie była jazda do Agry, do przyjaciela, którego obecność mogła całkowicie odmienić moje doświadczenie w Indiach. Ta przygoda mogła przekształcić się w wielką radość lub… w porażkę. Jak było naprawdę? To miało się dopiero okazać.

W tamtym momencie skupiony byłem na jednym: odnaleźć kierowcę. Ten, chcąc ułatwić mi zadanie, wysłał swoje zdjęcie z odręcznie napisaną tabliczką: „Dariusz, witamy w Indiach”. Wtedy doceniłem, jak ważne jest korzystanie z tych samych aplikacji, co lokalni. W Indiach WhatsApp to absolutny numer jeden – nawet policja ma swoje numery na tej aplikacji, co nikogo tutaj nie dziwi.

Dla wielu może wydawać się to niesłychane: młodzi chłopcy i mężczyźni z nowoczesnymi telefonami w dłoniach nikogo tutaj nie dziwią. Nie są tematem politycznych debat ani sensacji – to po prostu codzienność. W kraju, gdzie wilgotny klimat skutecznie utrudnia korzystanie z papieru toaletowego, a tym bardziej wpływa na funkcjonowanie elektroniki, telefony stały się wręcz niezastąpione. Służą nie tylko do kontaktu z rodziną, ale także do obsługi bankowości, przyjmowania płatności, korzystania z mediów społecznościowych, map czy wyszukiwania optymalnej drogi.

Psychologia mówi nam, że w trudnych warunkach ludzie szczególnie cenią narzędzia, które dają im poczucie kontroli i bezpieczeństwa. Przypomina mi się eksperyment przeprowadzony przez psychologa Martina Seligmana, który badał zjawisko wyuczonej bezradności. Gdy ludzie mają wrażenie, że ich wysiłek niczego nie zmienia, tracą motywację do działania. Telefony, paradoksalnie, są tutaj symbolem czegoś odwrotnego – pozwalają działać, łączyć się z innymi, mieć wpływ na swoje życie, niezależnie od tego, jak trudne są zewnętrzne okoliczności.

Mężczyzna karmi małpkę, a nad nim przelatuje ptak

W społeczeństwie, w którym mężczyźni często są jedynymi żywicielami rodziny, a kobiety zajmują się domem i dziećmi, smartfony pełnią rolę kluczowego narzędzia. Rodzina tutaj to jednak coś więcej niż tylko najbliżsi – to szeroko rozumiana wspólnota. Zdarza się, że mieszkańcy małej wsi wspólnie zbierają oszczędności życia, aby umożliwić jednej osobie wyjazd na Zachód. Ta osoba, pracując i przesyłając zarobione pieniądze, wspiera nie tylko swoją rodzinę, ale również całą społeczność.

Czy w takim kontekście można się dziwić, że telefon z WhatsAppem staje się czymś absolutnie niezbędnym? Dla mnie to oczywiste. Dzięki takiemu podejściu, kiedy przybyłem na miejsce, bez problemu odnalazłem kierowcę, który miał mnie zabrać w dalszą drogę. Bezpiecznie podążyłem z nim na parking, wiedząc, że teraz czeka mnie chwila wytchnienia w drodze do Agry.

Miałem rację – dotarłem na miejsce dopiero pod wieczór, a zmierzch w Indiach zapada o tej porze niezwykle szybko. Droga z lotniska zajęła mi prawie pięć godzin, choć w normalnych warunkach powinna trwać około czterech. Niestety, opóźnienie było spowodowane olbrzymim zatłoczeniem na wyjeździe z lotniska i już w samym mieście – widok takiego chaosu na drodze jest trudny do opisania. Gdy w końcu wyjechaliśmy z miasta i w chwili gdy dotarliśmy do 16-pasmowego wyjazdu na autostradę, poczułem, jak napięcie powoli ustępuje miejsca ulgi.

Indie, mimo że są krajem ogromnym i tak mocno różnym geograficznie, funkcjonują w jednej strefie czasowej – obowiązuje tu czas indyjski, który jest przesunięty o 5 godzin i 30 minut w stosunku do czasu uniwersalnego. Dla porównania, w Stanach Zjednoczonych mamy aż sześć różnych stref czasowych. Jednak decyzja o utrzymaniu jednej godziny w całym kraju była podyktowana praktycznymi względami – unifikacja czasu ułatwia funkcjonowanie administracyjne i gospodarcze. Choć dla mieszkańców północno-wschodnich regionów, takich jak Assam, gdzie słońce wschodzi i zachodzi znacznie wcześniej niż na zachodzie, może to być pewnym utrudnieniem, rząd postanowił to zrekompensować elastycznymi godzinami pracy i funkcjonowaniem lokalnych społeczności.

Tuż przy ulicy można też natknąć się na sprzedaż takich oto maskotek

Wracając do mojej podróży – indyjskie autostrady to wciąż rozwijająca się sieć, w ostatnich dekadach rząd zainwestował miliardy rupii w budowę nowoczesnych dróg ekspresowych, takich jak np. Delhi-Agra Yamuna Expressway. Jednak to, co robi największe wrażenie, to skala przedsięwzięcia – drogi o szerokości kilkunastu pasów, nowoczesne oznaczenia i sprawna organizacja ruchu w takim chaosie. Mimo wszystko nawet na autostradach zdarza się natknąć na pieszych, zwierzęta gospodarskie czy motory z trójosobowymi rodzinami. Dla kogoś przyzwyczajonego do zachodnich standardów to wciąż egzotyka.

Gdy dotarłem na miejsce, usiadłem z Anilem, by omówić wstępny plan na kolejny dzień, miałem u niego pozostawić bagaż i tylko z kierowcą udać się w podróż do dalszych miejsc. Była to też odpowiednia pora, by coś zjeść – po długiej podróży ciepły posiłek to najlepszy sposób na odzyskanie sił. Różnica czasu między Ameryką a Indiami, wynosząca 11,5 godziny, dawała się we znaki – organizm był wyczerpany, a sen zdawał się najlepszym rozwiązaniem.

Autor wpisu z Anilem, pozują do zdjęcia, przy zastawionym stole

Indie witają przybysza swoim chaosem, ale też fascynującym porządkiem, który dostrzega się z czasem. Tego wieczoru, kładąc się spać, czułem, że jestem u progu kolejnej niezapomnianej przygody.

Wpis ten ukazuje się w okresie Bożego Narodzenia – to dobry moment, abym napisał o tradycjach związanych z chrześcijaństwem w Indiach. Choć w tym kraju dominuje hinduizm, chrześcijaństwo, zwłaszcza na południu, zakorzeniło się głęboko. Przykładem jest Goa – stan będący ostoją katolicyzmu, gdzie ślady portugalskiego dziedzictwa wciąż widoczne są w architekturze kościołów oraz w obchodach świąt. W innych południowych stanach, takich jak Tamil Nadu czy Kerala, dominują protestanci oraz wspólnoty czerpiące inspirację z chrześcijaństwa św. Tomasza, które w niezwykły sposób łączą religijne tradycje z lokalną kulturą.
Obchody Bożego Narodzenia w Indiach mają unikalny, miejscowy charakter. Zamiast choinek dekoruje się drzewa mangowe, a na dachach domów rozświetlają się świąteczne iluminacje, na ścianach zaś zawieszane są ręcznie robione papierowe gwiazdy. Tolerancja religijna, która cechuje Indie, sprawia, że święta stają się czasem spotkań międzywyznaniowych. Sąsiedzi i znajomi, niezależnie od religii, wymieniają się życzeniami oraz słodkościami.
1
This field is required.

Zapraszam do grona moich subskrybentów! Dzięki temu zyskasz dostęp do jeszcze większej liczby fascynujących historii, a ja będę mógł dalej tworzyć treści na najwyższym poziomie. Nie przegap żadnego wpisu – czekają na Ciebie wiedza, inspiracja i rozrywka. Zapisz się już dziś i dołącz do grona moich Czytelników!

Comments 2

  • Ultra12/30/2024 at 3:32 pm

    Egzotykę najbardziej obrazują zdjęcia, chociażby skutery okupowane przez trzy osoby, półki sklepowe i towary leżące wprost na ziemi, oszałamiające zestawy kolorów. Szkoda, że zapachów jedzenia nie można poczuć wirtualnie, ponieważ moc przypraw musi pachnieć już z daleka, zaostrza apetyt.
    O Indiach czyta się z wypiekami, a każdy opisuje je na swój sposób, bo też to kraj niespotykanych kontrastów.
    Twoje posty czyta się z zaciekawieniem, jak podróż w nieznane, a profesjonalne zdjęcia uzupełniają wiedzę o tym, mało znanym mi kraju.
    Zasyłam serdeczności

    • Dariusz01/01/2025 at 2:38 pm

      Dziękuję, że jesteś moją wierną Czytelniczką. Już wkrótce pojawią się nowe wpisy i nowe historie – obiecuję, że każda kolejna będzie bardziej niesamowita od poprzedniej. Indie za każdym razem potrafią zaskakiwać – wystarczy tylko zwolnić, rozejrzeć się, dostrzec drugiego człowieka i docenić czas, który nam pozostał. Cieszmy się nim wspólnie!

  • Add Comment

    This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.