Wiersz 04

Na jednym ze społecznościowych portali nominowany zostałem do wzięcia udziału w mądrej zabawie, dziękuję Halinko! Na przekór otaczającej nas selfikowej rzeczywistości przez siedem kolejnych dni mam przedstawić wiersz, każdego dnia inny, a do tego wytypować jedną osobę do uczynienia tego samego na swojej „ściance”. Wyzwanie przyjąłem bowiem pomysł to przedni choć nie wiem jak długo wytrzymam, a i nikogo typować nie zamierzam.

Izraelskie pochodzenie polskiego poety Tuwima, autora cudownych „Kwiatów Polskich”, którego wiersze przywołałem w dwu ostatnich wpisach, przypomniało mi stosunek rodaków do innych narodowości. Pora rozpocząć dzień czwarty poetyckiego maratonu ze szczęśliwym zakończeniem niestety nie dla Bruno Szulza.

Piękna Zuzanna Ginczanka wiersze pisała od zawsze bo już w wieku 10 lat publikowała w gimnazjalnej gazetce. Zabrakło jej odrobiny szczęścia i czasu zapewne. Wdowa Zofia wraz z dwoma córkami, jest chyba najbardziej znaną świętą, która zginęła śmiercią męczeńską. Jej imienniczka 1149 lat później złożyła donos okupantom, a ci z niebywałą dokładnością pochwycili Ginczankę by rozstrzelać ją na dziedzińcu więzienia przy Montelupich. W wierszu, dozorczyni wymieniana jest z nazwiska, a to co zrobiono z pozostawianymi przez Zuzannę rzeczami nie wymaga dodatkowego komentarza. Zuzanna Ginczanka (1917 – 1944) Non omnis moriar

Non omnis moriar – moje dumne włości,
Łąki moich obrusów, twierdze szaf niezłomnych,
Prześcieradła rozległe, drogocenna pościel
I suknie, jasne suknie zostaną po mnie.
Nie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica,
Niech wiec rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,
Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla,
Donosicielko chyża, matko folksdojczera.
Tobie, twoim niech służą, bo po cóż by obcym.
Bliscy moi – nie lutnia to, nie puste imię.
Pamiętam o was, wyście, kiedy szli szupowcy,
Też pamiętali o mnie. Przypomnieli i mnie.
Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb i własne bogactwo:
Kilimy i makaty, półmiski, lichtarze –
Niechaj piją noc całą, a o świcie brzasku
Niech zaczną szukać cennych kamieni i złota
W kanapach, materacach, kołdrach i dywanach.
O, jak będzie się palić w ręku im robota,
Kłęby włosia końskiego i morskiego siana,
Chmury rozprutych poduszek i obłoki pierzyn
Do rąk im przylgną, w skrzydła zmienią ręce obie;
To krew moja pakuły z puchem zlepi świeżym
I uskrzydlonych nagle w anioły przemieni.


Fragment użytej grafiki jest autorstwa Zdzisława Beksińskiego.
Pochodzi najprawdopodobniej ze zbiorów Muzeum Historycznego w Sanoku.

0

Add Comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.