Przychodzą chwile, że chcę widzieć i czuć więcej. Mam nadzieję, że nie jestem w tym odosobniony. Z dala od zgiełku miasta i szumu autostrady są jeszcze miejsca w tym kraju gdzie czas ludzki zatrzymał się i rodzina znaczy rodzina, a miłość to nic innego jak miłość.
Po latach zapragnąłem wyruszyć by przyjrzeć się tutejszym zwyczajom. Tym razem na celownik obiektywu wziąłem tematy związane z nadchodzącymi świętami, a dokładniej tego magicznego czasu pomiędzy Halloween i Thanksgiving. Z jednej strony to podsumowanie mijającego roku, radość ze zbiorów, a z drugiej to kontakt z nieznanym i tym co czeka nas już po. Dziady językiem narracji wykorzystały ten moment, a i Dożynki tak postrzegane wydają się łatwiejsze dla zrozumienia wątków archetypicznych w naszym życiu. Dodatkowo z perspektywy dwóch kultur wydaje się to wyrazistsze, barwniejsze i potrzebujące mniejszej ilości słów do opisania.
Zatem udałem się w krótką podróż, a i sposobność ku temu nadeszła. Zostaliśmy zaproszeni przez koleżankę Doroty na farmę. Farma położona jest w połowie drogi pomiędzy uczelnią Kacpra, a naszym domem, w miejscowości, tu szeroki uśmiech – Manhattan! w stanie Illinois. Pierwszym, najważniejszym punktem naszego wyjazdu stało się spotkanie z synem. A skoro nie odmawiamy tym, którzy proszą o spełnienie ich marzeń, w przejażdżkę wybrała się z nami Agata.
Kacper, nie po raz pierwszy, służył nam za przewodnika i mieliśmy tak oto niezaplanowane zwiedzanie uniwersyteckiego miasteczka, poznawanie jego barwnych i smacznych miejsc, zupełnie z innego poziomu. I uwierzcie mi, że w drodze na wegetariański posiłek przechodzenie obok wieży żywcem wyjętej z trylogii Tolkiena i w tym samym czasie oglądanie kawałka ziemi wciąż nie zanieczyszczonej choćby drobiną nawozów od czasów Lincolna – robi wrażenie.
W drogę. Po dziesiątce zostawionych za sobą mil zaparkowałem wśród czystych, zadbanych budynków, które cudem uniknęły bezpośredniego uderzenia tegorocznego tornada, przeszło środkiem posesji. Ucieszyłem się bardzo, bo choć chciałem o tym napisać zastanawiałem się z jakiej to agencji fotograficznej mogę pobrać zdjęcia by pokazać czytelnikom co oznacza Pumpkin Patch.
Właścicielem farmy jest rodzina, która posiada pod tak zwanym kontraktem jedno z największych pól kukurydzy w Illinois! Do tego umowa dotyczy również wielkich połaci soi. Spotkanie zorganizowane przez Meghan, koleżankę Doroty, zostało zorientowane na rodzinę. Małe, wydzielone poletko, na którym posadzono wielokolorowe dynie wszelakich kształtów, miało i służyło przede wszystkim zabawie, za którą tuż obok stało uczucie bliskości, bycia razem i poszanowania odmiennych poglądów.
Obok dziesiątki maluchów, wśród nastolatków i seniorów rodu odnaleźliśmy w sobie radość z rzeźbienia wielkiej, okrągłej pomarańczowej głowy. Rozmawiając przy tym o życiu i planach na przyszłość. Niewymuszone zainteresowanie drugim człowiekiem sprawia czasem, że wokół nas dzieje się magia dobrych słów i gestów.
Życzę by tegoroczne przygotowanie natury do zimowego wyciszenia zainspirowało Was do emanacji dobrej, pozytywnej energii, która pomoże tym najsłabszym przetrwać trudny czas, a nam dokonać rozrachunku z miłości: „Bo byłem głodny, a nakarmiliście Mnie, byłem spragniony, a daliście Mi pić, byłem przychodniem, a przyjęliście Mnie.”
Pięknie. Byłeś tam, gdzie z całych sił rwało się moje serce. Jak dobrze. Z tego tekstu czerpie się otuchę. Nauczycielu!
Dziękuję Ci Małgorzato, że jesteś cierpliwym i mądrym Czytelnikiem moich tekstów, wprawnym okiem wyławiającym pewne detale z fotografii.