Walka karnawału z postem czytana na nowo, na nowo odkrywana i opisywana z punktu widzenia turysty-emigranta, a może tylko turysty, osadza mnie w chicagowskiej rzeczywistości polskiej emigracji. Pozbawiony dobrze znanych elektronicznych gadżetów, urządzeń komunikacyjnych, nie otoczony tą całą ludzką armią bezjęzykowych tworów zaczynam się czuć jak Gutenberg ze swoim wynalazkiem druku – chłonę każdy fragment obrazu i odnajduję jego ukryte znaczenia, które potem udaje mi się przenieść właśnie na grunt polskiej społeczności. Nie ukrywam, że ta alegoria mi smakuje, cieszę się każdym nowym „znaleziskiem” na płótnie, wspominam znajomych i tych, którzy tylko przeszli obok mnie.
Tak się do tej pory toczyło, że wystarczało nam to co za oknem. Dobrze znany sielski widok podwórza i zamknięte na kłódkę szufladki ze schowanymi wewnątrz drogocennymi artefaktami dzieciństwa, a wszystko to we własnym, jakże często przyciasnym pokoiku. Należy do tego dorzucić, niestety, postęp, a wówczas zmienia się wiele w postrzeganiu świata dookoła nas. Zacierają się granice, a język traci na znaczeniu w obliczu innych groteskowych form komunikacji, a może też przegrywa w obliczu innego, obrazkowego sposobu prowadzenia dialogu? Stąd może tak wiele osób pozbawionych kontaktu z innymi szuka erzacu istnienia w postaci sieciowych portali społecznościowych czy ogólnie pojętych miejsc w sieci, gdzie po drugiej stronie ekranu mogą odnaleźć im podobnych i utwierdzić się w przekonaniu, że nie są sami, a wręcz uwierzyć w swoją normalność.
Tak więc, stojąc przed obrazem „Walka karnawału z postem” doskonale go odnajduję w obecnej rzeczywistości. Po jednej stronie twarde i nieugięte zasady religijne, a po drugiej równie jak nie bardziej pokręcone wizualizacje przesądów i zabobonów. Po jednej stronie kościół, a po drugiej karczma. W miarę jak wzrok ślizga się po poszczególnych fragmentach obrazu dostrzec można jak te pierwsze powoli pękają. Wyginają się pod naporem głuchych i bezmyślnych zawołań przebierańców/żebraków żebrzących o jałmużnę. Skłębiony tłum wychodzi z kościoła i wolnym krokiem podąża ku karczmie. Tam następuje swoiste przemienienie i w poczuciu grzechu ponownie ustawiają się przed drzwiami świątyni. W tym całym bałaganie jedynie martwe śledzie wydają się być najbardziej prawdziwe, no może jeszcze prosie chowające się za studnią lecz z tej nie da się już więcej zaczerpnąć życiodajnej wody. W przedziwnej perspektywie Bruegelowskiej „Walki karnawału z postem” to jedynie budynki kościoła i karczmy wydają się nie przenosić żadnej ukrytej symboliki. Nie pełnią żadnych dodatkowych funkcji oprócz tego, że są po prostu kościołem i karczmą. Dzieci zaprzęgnięte do codziennych obowiązków doskonale realizują się w świecie w którym wymiar kary zdaje się nie istnieć…
Świat, którego niewidoczne za horyzontem części stanowiły wielką niewiadomą i podsycały ciekawość… skończył się niepostrzeżenie i nieodwołalnie. Komunikacja lotnicza zabiła prawdziwy smak podróżowania, a ci, którzy wierzyli w znaczenie słów teraz są zawiedzeni. Pośród tej szalonej ilości wątpliwej jakości wyrazów rodzących się każdego dnia w świecie wirtualnym, niewiele przedostaje się na zewnątrz, trafia do publicznego życia. Większość z tych pseudo dokumentalnych form wypowiedzi trafia tego samego dnia do kosza zapomnienia. Informacja żyje krótko, bardzo krótko. W szklance wody rozpętane burze mają swój czas i miejsce, a potem… rozpływają się w obłokach przeszłości, nienagannie wyprasowanych koszul równiutkich liter na ekranie. Śliniących się wirtualnych ekshibicjonistów meldujących o spożywanym posiłku, a czasem w przypływie tzw. troski wylewających fekalia na swoich „przyjaciół”. Smuci jedynie fakt, że tak wielu daje się wciąż na to nabrać, a z drugiej strony: czego się spodziewać w rozhermetyzowanym społeczeństwie?
Poddany jarmarcznej krytyce, czy porównany do sztuki masowej trudno jest mi zarysować horyzont własnego rozumienia. Osaczony opowieściami o cudach po zażyciu jednego czy drugiego preparatu, przepowiedniach i zabobonach, a także „miejskich legendach” trudno jest pozbierać cząstki prawdy i złożyć je w jednym miejscu, przedstawić należycie prawdę, dać jej odpowiednie imię, nazwać. Stąd pewnie Post odważnie wymachuje łopatą do wypieku chleba na której ułożył śledzie – symbol postu. Choć już naprzeciwko ustawia się do walki Karnawał i zmierza do ataku uzbrojony w rożen na którym nadział prosię, kaczkę i kiełbasę. Symbole proste i oczywiste, łatwe do wytropienia w chaosie dnia codziennego, a jakże trudne do utrzymania w równowadze. Dlaczego więc uważamy, że jedna grupa ludzi jest lepsza lub gorsza od drugiej? Każda z wymienionych postaci ma swoich zwolenników i towarzyszy.
W centrum obrazu jest ktoś jeszcze. To para symbolizująca olbrzymią ilość niezdecydowanych, obserwatorów, podróżników. Oprowadzana jest przez błazna, który pomimo dnia z pochodnią w ręku pokazuje i objaśnia wszystkie symbole. A obraz ten jest pełen aluzji.
Brueglowski obraz „Walki karnawału z postem” przedstawia ścierające się ze sobą światy. Jest rodzajem panoramy reprezentującej sferę ludowej farsy i sferę wciąż żywych, czasem na wpół pogańskich obyczajów. Odwiedzając Muzeum Historii Sztuki w Wiedniu mogłem podziwiać oryginalne prace, których nazwiska autorów przyprawiają o gęsią skórkę: Pieter Bruegel starszy (Wieża Babel, Walka karnawału z postem, Wesele chłopskie, Rzeź niewiniątek), Peter Paul Rubens (Helena Fourment w futrze, Cztery kontynenty), Caravaggio (Madonna Różańcowa, Dawid z głową Goliata), Albrecht Durer (Alegoryczny portret kobiety, Adoracja Trójcy Świętej, Madonna z dzieciątkiem i gruszką), Tycjana (Modonna z czereśniami) czy Rembrandt (Autoportret) i wiele innych. To dzieła, które zmieniły cywilizację jaką znamy na tysiąclecia.
0
“Oszalalo miasto cale!
Nie wie starzec, ni wyrostek.
Czy to post jest karnawalem?
Czy karnawal postem?”
(J.K.)
To wspaniale, Darku, że można znaleźć na Twoim blogu takie zacisze, gdzie kontakt ze sztuką pozwala przez moment przystanąć w biegu, dotknąć tego, co w nas i wokoło… Bruegelowska “Wojna postu z karnawałem” dopełnia mistrzowskie słowa Jacka Kaczmarskiego o naszej dwoistości i dodatkowo zewnętrznemu uwikłaniu… Realia ulegają przemianom, ale w nas samych sprzeczność trwa – “dusza moja pragnie postu, ciało karnawału..” Jakże może być inaczej, skoro “jestem egzemplarz człowieka – a to znaczy, diabli, czyśćcowy i boski…”