Wydarzenia snują się od przypadku do przypadku, od jednego rozstawienia namiotu do drugiego.
Wydarzenia snują się od przypadku do przypadku, od jednego rozstawienia namiotu do drugiego. Czasem pomiędzy nimi jest droga, linia setek mil czy kilometrów, są też gwieździste noce i spotkania niespodziewane, a miłe. Od porannej kromki chleba z rozsmarowanym na niej białym dywanem sera lub sojowego pasztetu do wieczornej modlitwy przy ogniu z ciepłym kubkiem herbaty zamkniętym w dłoniach, tak liczy się czas, numeruje kolejne dni.
Pomiędzy nimi są noce, ciemne, głębokie i niezaprzeczalnie cudowne. Zdarzają się też i takie gdzie z zadartą w górę głową leżę na nagrzanym całodniowym słońcem, kamiennym asfalcie drogi i spoglądam w dal, tam ku gwiazdom. Przypomina mi się wtedy dzieciństwo, nienagannie wyprasowane spodnie i czyste buciki w drodze do kościoła i marzenia, mnóstwo marzeń! Powoli wysypywane z worka dojrzałości z każdym rokiem coraz lżejszego i pustszego z doszywanymi nowymi łatami na miejscach przetarcia. Lecz marzyć należy ze smakiem, powoli rozkoszować się mijającymi dniami i czekać na noce chociażby takie jak te w Indianie. Gdzie trudno było nadążyć z wypowiadanymi marzeniami… to moje perseidy i cała reszta
Już tak całkiem na zakończenie, po krótkiej rozmowie:
2Que sera sera
Whatever will be will be
The future’s not ours to see
Que sera sera
Nie miałam takiego nieba w Michigan, ale błękit wody zapadł mi w serce. Podobny czas, podobne odczucia – dziękuję za braterstwo myśli!
to chyba jedna z bardzo niewielu rzeczy na tym świecie którym jeszcze można zaufać, zawierzyć i rozkochać się w nich na nowo – dziękuję ci za odiwiedziny!