Trwają ostatnie przygotowania, powoli zabieram się za uporządkowanie zobowiązań, których nie chcę pozostawić otwartych. To tylko kilka godzin, opadnie zasłona oczekiwań, rozpocznie się projekcja. Po jej zakończeniu w paskudnie pachnącej popcornem sali kina pozostanę sam, otoczony pustymi, niemymi krzesłami. Krzesłami ustawionymi w równych rzędach, jednakowymi, nie noszącymi na sobie najmniejszych śladów przygotowań. Odejdą takie same jak zostały tu wniesione, takie same jak te z sali obok, procesja ruszyła…
procesja ruszyła, krzyki ucichły
czcząc niegdyś kochanych dziś już nieobecnych
rozmawiają głośno wokół stołów
rozrzucając kwiaty zmywane deszczemstałem w bramie u wejścia do ogrodu
patrząc jak idą niczym chmury na niebie
starając się krzyczeć pod wpływem chwili
opętane szałem palącym od środkapłacząc jak dziecko, choć lata mijają
przy nich tylko marnuje swój czas
niosę ten ciężar mimo wewnętrznej z nimi więzi
godzę się z nim jak z niefortunną umowąstałem w bramie u wejścia do ogrodu
mój obraz rozciągnięty od płotu do ściany
żadne słowa nie wyjaśniały, żadne czyny nie określały
tylko patrzę na drzewa jak spadają z nich liście
Ian Curtis
0