Uliczny performance zatytułowany Ogrodnicy, którego stałem się mimowolnym świadkiem na skwerku tuż przy Ratuszu na długo pozostanie mi w pamięci. Dlaczego? Bo warto być innym, każdego dnia żyjąc innością uczyć się piękna by potem móc je ujrzeć w innych.
Spacerując ulicami miasta tu i tam dostrzegałem wiele paradoksów, kuriozalnych wybryków importowanej polskości. Niewątpliwie do jednych z nich należy sposób w jaki zagospodarowano powierzchnię dawnego kina „Pokój”. Dziś kina brak, a to co po nim pozostało w trosce o potrzeby obywateli miasta zamienione zostało w Chińskie Centrum Handlowe.
Nie jestem pewien czy zdążono w nim jeszcze zaprezentować film „Dzień Świra” ale do głowy przyszedł mi nieśmiertelny skecz o chińskich skarpetkach. O strasznym planie uśmiercenia Polaków przez wrednych Chińczyków. Polega on na eksporcie do Polski w dużych ilościach i za bardzo małą cenę: skarpetek uciskowych. Te zdaje się niewinne części garderoby są śmiertelnie niebezpieczne dla naszego organizmu, powodują obrzęk nóg. To niechybnie prowadzi do zatoru, problemów z krążeniem i oczywiście okropnego zgonu. Znam jeszcze kilka innych chińskich dowcipów jak chociażby ten Kabaretu Ani Mru-Mru: Chińska restauracja lecz w końcu śmiejemy się sami z siebie. Prawda?
Po trzeźwym zorientowaniu się, że z dalekiego wschodu to pozostała nam jedynie kiełbasa podlaska, dostrzegłem na środku placu dziewięć drewnianych skrzyń, wysokich i ciężkich, opasanych ślicznie czerwoną wstążką. Do każdej z nich dołączona też była informacja o tym, że jeśli chcę dowiedzieć się co kryje się wewnątrz pudeł, to powinien pojawić się w tym miejscu za dwa dni i samemu o tym przekonać. Brzmiało jak zaproszenie, a godzina 15:00 wydawała mi się odpowiednią dla takiego zdzierania zasłon tajemnicy.
Odczekałem dwa dni i ponownie wybrałem się do centrum. Już po przybyciu na skwerek spostrzegłem, że nie jestem sam. Takich jak ja ciekawskich było wokół mnóstwo. Przebiegały obok mnie dzieciaki, obdarzone radosnym śmiechem i przejeżdżały rowery. Dorośli, których część zdążyła skryć się pod parasolami okolicznych pubów w relaksującym cieniu sączyła zimne piwo i bacznie przyglądała się tym, którzy zdecydowali swe ciała wystawić na promienie słońca. Było gorąco.
Po kilku minutach dało się zauważyć, że w to miejsce przybywa coraz więcej osób. Wśród nich byli na biało ubrani młodzi ludzie wypisz wymaluj wyglądający jak ogrodnicy z amiszowych farm. To oni właśnie punktualnie o 15 podeszli do pierwszej ze skrzyń. Opadła czerwona kokarda i dwójka młodych schyliła się by mocno uchwycić skrzynię za jej dolną część. Kątem oka dostrzegłem, że zebrani przez chwilę lekko zwolnili, a niektórzy nawet się zatrzymali. Teraz wydaje mi się, że gwar także ucichł. Trójka ubranych na biało nastolatków powoli unosiła skrzynię. Na ich twarzach malował się grymas wysiłku, a spod wcześniej zakrytej przestrzeni, powoli rodził się kształt czegoś podobnego do wielkiej donicy.
W pierwszym momencie do mojej głowy przyszła wredna myśl, że po latach od momentu gdy zaorano skwerek, usunięto wszystkie drzewa i krzewy ktoś wreszcie wpadł na cudowny pomysł zasadzeniu kilku krzaków i oto właśnie jestem świadkiem przedziwnej uroczystości przywracającej zieleń w tym miejscu. Myliłem się. To co na początku wydawało się czymś przypominającym donicę było w rzeczywistości wielką, glinianą donicą wypełnioną bukietem kwiatów o zielonym kolorze. O jakże to cudnie wyglądało! Dzieciaki zaraz zabrały się za usuwanie kolejnego pudła, a potem następnego i jeszcze jednego, aż wreszcie wszystkie skrzynie zostały wyniesione. Na ich miejscu stało dziewięć brązowych donic wypełnionych kwiatami. Każda z nich zasługiwała na uwagę i przyciągała swoim pięknem. Była więc ta pierwsza wypełniona zielenią, była i ta wypełniona żółcią, czerwienią, fioletem i błękitem. Naprawdę wszystkie były piękne!
Jedna z dziewczyn, ubrana w białe amiszowe spodnie ogrodnika, podeszła do donicy. Burząc doskonałą kompozycję wyjęła kwiat i przeniosła go do drugiej donicy. Włożyła go do zupełnie innych kolorystycznie kwiatów, potem gestem ręki zaprosiła zebranych by zrobili to samo. Wtedy stał się cud. Ludzie wybierając zupełnie przypadkowe kwiaty z jednego dzbana wkładali go do drugiego, a ten z każdą sekundą piękniał i już po kilku minutach na skwerze stało dziewięć, prześlicznych naczyń wypełnionych najpiękniejszymi, kolorowymi, kwiatowymi kompozycjami, jakie kiedykolwiek widziałem.
Pomyślałem wówczas o nas. Pomyślałem o moich słabościach i o Twojej sile. Pomyślałem jak bardzo jesteśmy sobie potrzebni, choć tak bardzo się od siebie różnimy płcią, wiekiem, kolorem skóry, językiem, wyznaniem, miejscem zamieszkania. Nie ważne w tym momencie stało się dla mnie parzące słońce. Schyliłem się i ja po swój kolorowy kwiat, który w chwilę potem przeniosłem w drugie miejsce. Piękno i bogactwo płynące z różnorodności daje siłę tylko poprzez łączenie nigdy przez dzielenie.
Całość przygotowana została przez nauczycieli i uczniów Liceum Plastycznego w Supraślu przy wsparciu Departamentu Kultury i Dziedzictwa Narodowego UMWP. Akcja Ogrodnicy miała miejsce w dniach 21-23 czerwca 2016 roku. Akcja miała miejsce w centrum Białegostoku miasta, które swą siłę czerpało z różnorodności kultur od roku 1437