Moje skrzynie

Za drzwiami są drzwi, za nimi dno, a w nim dół, a w dole tym skrzynia, a w skrzyni tej kolejna skrzynia tkwi. W ciszy, otoczony ciemnością, nieporadnie zabieram się za pakowanie skrawków tego co pozostało. Układam więc równo na dnie pudła obiektywy, karty pamięci, chęci i możliwości, jedne przy drugich, wypisane długopisy. Jest tam miejsce na nadzieję, optymizm i bohaterstwo. Na samym końcu, gdy wszystko jest już równo ułożone, z zawiasów zdejmuję ramiona, a z nimi dłonie odkręcam. To wszystko też składam na skrzyni dnie, zmieszczą się tam bez problemu obok złudzeń, miraży i wiary w siebie. Ramiona bezwzględnie muszą tam spocząć niczym patyki, twarde i uschłe by obejmować Cię już nie mogły, a dłonie me z głodu dotykać. Pożytek chociaż taki z nich teraz, że nie broczą bo zimne i z krwi osączone.

Chwytam za skobel, kłódkę zawieszam i klucz stalowy przekręcam zaraz go połykając. Niech tkwi we mnie. Może któregoś dnia kotom w zabawnej za myszką pogoni uda się go zepchnąć w krainę wspomnień, a stamtąd trafi prosto na śmietnisko. Składowisko cieni przeszłości z którego nie ma powrotu bo wspomnienia nie powracają, one mijają. Wiem też, istnieje i taka możliwość, że gdy po posiłku bezkształtnej słów masy, obrazów i dźwięków, dostanę zwykłej medialnej dyspepsji to klucz wysram. Pobiegnę za drzwi, potem za drugie i wskoczę w dół, dosięgnę dna! Tam skrzynię otworzę i wyjmę ramiona, dłonie przykręcę i zmuszę się do obciągania mentalnych kutasów społeczeństwa, którego nie potrafię pokochać. Kto by pomyślał, że tego nie zrobię.

Zza uchylonych drzwi wpadają pierwsze promienie końca świata.

Moje skrzynie
Moje skrzynie

 

3

Comments 2