Jakiś czas temu zastanawiałem się nad tym jak upamiętnić tłumaczenia Tomasza Beksińskiego. Przecież przywoływalem jego osobę już wielokrotnie, a dziś uczynię to, po raz kolejny. Tym razem przypominając także poemat Poe: Kruk
To jedna z ostatnich jego audycji. Jak się później okazało większość z nich mogła być ostatnia. Ta, wyjątkowo zabrzmiała w starych, skrzeczących głośnikach, a jeśli tylko znało się choć trochę poezję Edgara Allana Poe to wtedy…
Trzeciego października roku 1849 znaleziono Allana Poe gdzieś na ulicy w Baltimore. Był przerażony, trząsł się i wciąż przywoływał imię: Reynolds. Tak zmarł. Od tamtej pory powstało niezwykle wiele teorii na temat jego śmierci. Jedne mówią, że przyczyną była może grużlica, wścieklizna, lub stało się to z powodu przepicia. W roku 2012 zrealizowano film pod tytułem “Kruk”, tworzy on kolejną, kto wie czy nie bardziej romantyczną lecz napewno świetną, dedyktywistyczną historię śmierci Poe, a przede wszystkim jego ostatnich godzin życia. Tak, dziś mija 165 lat od śmierci Edgara Allana Poe.
Zabrało mi chwilę odnaleźć fotografie, które będą mogły oddać nastrój tego wieczoru. Będą prawdziwe i przesiąknięte emocjami. Udało mi się. Pod galerią umieściłem fragment wcześniej wspomnianej audycji radiowej w ktorej Tomasz przywołał ten poemat.
Zapraszam do lektury i obejrzenia prezentowanych obrazów zamkniętych w kolory i cienie, pełne niedopowiedzeń i wyobrażeń tego czego na nich nie ma, a jednocześnie tnących skórę ostrym pazurem.
Ta podróż kończy się tu i teraz, nie jestem w stanie przeżywać tego wszystkiego raz jeszcze od początku. Dość spacerowania po obwodzie. Zdecydowanie przemierzyłem cały pokój i stanąwszy przy drzwiach, przycisnąłem kontakt. Lampa u sufitu rozbłysła światłem. Jej blask padł na czarnego kruka, rzucając jego monstrualny cień na podłogę:
“Niech to będzie pożegnanie – krzyknę – ptaku czy szatanie!
Precz na burzę, na plutońskie brzegi czarnych nocy mórz!
Niech mi żadne czarne pióro nie przypomni, jak ponuro
Mroczysz wszystko kłamstwa chmurą! Ruszże się z popiersia, rusz!
Wyjmij dziób z mojego serca – i rusz się z nade drzwi, rusz!
Kruk mi odrzekł: “Nigdy już!”
I kruk wcale nie odlata, jakby myślał siedzieć lata
Na Pallady biuście przy drzwiach, pośród dwóch kamiennych kruż,
Krwawo lśni mu wzrok ponury, jak u diabła spod rzęs chmury
Światło lampy rzuca z góry jego cień na pokój wzdłuż,
A ma dusza z tego cienia, co komnatę zaległ wzdłuż,
Nie powstanie – Nigdy Już!”
Cień samotnego człowieka, “Z tego cienia na podłodze duszy mej już żadne ręce
Nie podniosą – Nigdy Więcej”.