O samotności! Ojczyzno ty moja, samotności! Za długom ja przebywał na głuchej obczyźnie, abym bez łez do ciebie miał powracać! Pogróźże mi palcem, jako matki grożą, uśmiechnij mi się, jako matki uśmiechać się zwykły, i rzeknij: „Któż to był, co niegdyś jak wichura stąd się wyrwał? — co, rozstając się, wołał: za długo siadywałem przy boku samotności, otom milczeć się oduczył!” — Friedrich Nietzsche
27 czerwca minęła 75. rocznica spalenia Wielkiej Synagogi w Białymstoku, a w niej kilku setek białostoczan, wyznawców judaizmu. Tego roku o godzinie 12 w samo południe, pojawili się ważni miejscy oficjele, złożyli kwiaty, nie zabrakło krótkich, okolicznościowych słów współczucia. Następnego dnia usłyszałem o tym w telewizyjnej relacji z tego wydarzenia, w programie pierwszym, publicznym. Podano, że przybył sam prezes by oddać hołd pomordowanym. Naturalnie, pojawił się o 13 na krótkim briefingu prasowym. Znakomicie! 27 czerwca 1941 roku był dniem wkroczenia Niemców do Białegostoku.
Tego dnia miały miejsce jeszcze cztery ważne wydarzenia, wszystkie w Białostockim Ośrodku Kultury. O godzinie 18:30 w foyer Forum, pochodzący z Białegostoku Max Meir Mroz (ha, ha, obecnie mieszkający w Glencoe!) otworzył wystawę fotograficzną zatytułowaną Klimaty Jeruzalem. Były to fotografie obrazujące jego pobyt w Izraelu, opowiadające o ludziach i miejscach dla nich ważnych. Podczas wernisażu opowiadał o źródle pomysłu, inspiracjach i odpowiadał na pytania przybyłych.
W chwilę potem, po zejściu do klubu Fama, kolejne ciekawe spotkanie. Gościem była Marta Masada, absolwentka polonistyki na Uniwersytecie w Białymstoku, autorka „Święta trąbek”, ta sama, której wypowiedź o sposobie nadużywaniu słowa „suwerenność” w oficjalnych wypowiedziach członków partii rządzącej została zmanipulowana po spotkaniu u Mellera poświęconemu ostrożności jaką trzeba zachować wobec zagrożenia nacjonalizmem. Na marginesie tego rozpętanego w mediach hejtu sądzę, że dziś nie powinniśmy dyskutować z nadętą, napompowaną do niemożliwych rozmiarów tzw. godnością polityków. Strach pomyśleć co się stanie gdy wreszcie ten balon pęknie przebity igłą własnego absurdu. Marta ciekawie opowiadała o bohaterce swojej książki, interesująco zachęcała do jej przeczytania i wyjaśniła kilka faktów z jej życia. Tłumaczenie trudnych stosunków polsko-żydowskich na tle fistingu, pissingu i seksu analnego dziewczyny wychowywanej przez dziadka, jeńca niemieckiego obozu w Auschwitz wydaje się naprawdę figurą wręcz niemożliwą do opowiedzenia, a jednak.
Godzinę później w tym samym miejscu, Dariusz Szada-Borzyszkowski, autor filmu „Kiriat Białystok” zaprosił do obejrzenia historii niesamowitej. Ci którym udało się przeżyć okropieństwo wojny, tym którym na zawsze w pamięci pozostały wspaniałości miasta, rozsiani po całym świecie białostoccy Żydzi zbudowali miasto. Tak w 1949 powstała osada Kiriat Białystok. Z tysięcy żydowskich społeczności pomordowanych w całej Europie jedynie Ci ocaleni z Holocaustu, mieszkańcy Białegostoku, zdobyli się na stworzenie żywej pamiątki minionego czasu. Miejsca wypełnionego książkami, fotografiami i dokumentami, a przede wszystkim tętniącego życiem na ulicach i w domach. Miasta w którym po dzień dzisiejszy żyje pamięć Białegostoku w sercach kolejnych pokoleń.
Oszołomiony ilością przedstawionych w filmie informacji, starych zdjęć i rozmów z mieszkańcami Kiriatu, wyszedłem na plac obok BOK’u. Tam kolejna odsłona historii mego miasta. Karolina Cicha, która po ukończeniu polonistyki na Uniwersytecie w Białymstoku oraz Akademii Praktyk Teatralnych „Gardzienice” zdobyła tytuł doktora nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa, wraz ze spółką zabrała mnie do magicznej krainy Jidyszland. Otwierając koncert, ze spojrzeniem skierowanym w kierunku zamkniętej przestrzeni w sąsiedztwie spalonej Synagogi zaintonowała: Bialystok Majn Hejm…
To nie ostatni wpis podsumowujący moje spotkanie z miastem, jego ludźmi i wspomnieniami, w sposób którego wcześniej wszystkich aspektów nie rozumiałem. Do opowieści o koszach pełnych niezręczności, manipulowaniu przeszłością i piciu wody filtrowanej popiołami poległych powrócę niebawem.
You’ve made my day!
Barbaro, dziękuję za to niespodziewane „spotkanie”, a przede wszystkim za normalność, której tak nam teraz brakuje…
Dziękuję 🙂 to miłe czytać o sukcesach moich przyjaciół
i cieszyć się że się nam to spotkanie udało <3
Agato, o sukcesach trzeba krzyczeć głośno! Cieszyć się całym sercem, radować, że możemy na swojej drodze spotykać takich przyjaciół!
[…] z postów Kosze pełne niezręczności niosę zakończyłem wpis zdaniem pełnym obietnic, pisząc go nie wiedziałem jeszcze jak szybko […]