dzisiejszej nocy, białe kwiaty z mego ogródka, konwalie o zapachu poranku niepostrzeżenie wzbudziły we mnie nieśmiałą chęć do życia, drżącą nadzieją, wówczas frezje niczym zakonnice otoczyły mnie, dzieliły słowa, przełamywały je w pół by w chwilę potem z delikatnymi liliami dokonać przeobrażenia, jakże niewinnego, mój sen mógł je zgorszyć lecz się nie poddały trzymając za ręce tworzyły sieć zawieszoną nade mną, jak neurony ze światła prędkością czerpały każdy dotyk mych słów, powoli wymawiałem ich imiona, a one drwiły ze mnie mówiąc: masz piękne usta gdy milczysz…
1