Końcówka roku, ta dziwna pora, wydaje się być pełna sprzeczności. Z jednej strony dookoła nieco więcej ciemności, cisza i dni stają się coraz krótsze, a z drugiej strony grafik dnia, harmonogram obowiązków dziwnie wypełnia się po same brzegi, staje się napięty do granic możliwości.
W chwili gdy przyroda zwalnia, terminy na koniec roku wprowadzają w nasze życie szaleństwo przetykane hałasem i niespotykaną aktywnością. Pomimo takich wydarzeń, wciąż pozostajemy cząstką natury. Nasze kruche ciała wypełnione wewnętrznymi krajobrazami, jak lustro odbijają stan tego co na zewnątrz. Najkrótszy dzień, najdłuższa noc, coś niezrozumiałego czai się na nas w tej ciemności. Rozpoczynamy odpoczynek, wchodzimy w bezruch i ciszę, zaczynamy uwagę kierować do wewnątrz. Do magicznej przestrzeni gdzie rozpoznajemy miejsce narodzin snów, wspomnień, obrazów i drzemiącej energii emocji, trafiamy do centrum wypełnionego nieświadomością. Pozostajemy w nim przez chwilę, by za moment wyskoczyć zeń jak nakręcany pajacyk, pokiwać się na sprężynie, wykonać kilka uników, skłonów i chwilę potem zastygnąć z uśmiechniętą twarzą, rozłożonymi ramionami i szeroko otwartymi ze zdziwienia oczyma, to już?
Parę dni temu, powitaliśmy nowy rok. Wraz z jego rozpoczęciem składamy nowe przyrzeczenia, obietnice i dzielimy z innymi nadzieje. Beztrosko przeskakują kolejne miesiące, to co było złe – za nami, to co będzie złe – przed nami, kiedy więc najlepiej składać sobie przyrzeczenie zmiany?
Noc z 31 grudnia na 1 stycznia, nie zawsze i nie wszędzie świętowana jest na wielkich balach w pięknych i drogich kreacjach, w krajach azjatyckich nowy rok wita się zazwyczaj rodzinnie i miło, czasem tylko w gronie najbliższych przyjaciół lub sąsiadów, jego nadejście przeważnie wyznacza kalendarz księżycowy. Moment ten traktowany jest, jako czas nowych porządków, oczyszczenia umysłu i nadziei na lepsze jutro, podobnie jak w kulturach zachodnich.
Był rok 2017, gdy wyruszyłem po raz pierwszy do Indii, w podróż, która miała odmienić moje życie. Jak sięgam pamięcią, zawsze marzyłem o odwiedzeniu tego kraju, wówczas nie spodziewałem się, że ta podróż stanie się tak niezwykła, zatrzyma czas, by w mojej pamięci rysować niezapomniane obrazy. Wtedy wylądowałem na lotnisku Cochin, w barwnym mieście wypełnionym spokojem i nieskończoną ilością kolorów. Od razu poczułem się jak w innym świecie. Ludzie tu byli przyjaźni i gościnni, a ulice pełne straganów z jedzeniem. Podróżowałem po Indiach przez trzy tygodnie, odwiedzając każdego dnia inne miasta i wioski, poruszając się wzdłuż zachodniego wybrzeża Morza Arabskiego, w dół na południe do Kanyakumari nad Oceanem Indyjskim, przez stan Tamilnadu, a potem na północ, w kierunku jego stolicy — Chennai, malowniczo usytuowanej nad Zatoką Bengalską. W trakcie podróży miałem okazję zobaczyć wiele pięknych miejsc. Teraz wiem, że to nie zabytki zrobiły na mnie największe wrażenie.
Pojęcie czasu stanowi dla człowieka największe wyzwanie, czas jest czymś nieuchwytnym i niematerialnym. Choćby nie wiem, jak byśmy się starali, to go nie dotkniemy i nie zobaczymy, a to już na samym początku utrudnia jego definicje i zrozumienie. Czasu nie posiadamy, jest do tego relatywny — inaczej mija w różnych sytuacjach dla różnych osób, a to wszystko zależy też od kontekstu. Indie to kraj wypełniony do skraju możliwości, niewyobrażalną dla wielu, różnorodnością kulturową, religijną i językową. Nie ma więc w tym nic niezwykłego, że pośród tej wielobarwnej różnorodności pojawia się także bogactwo tradycyjnych kalendarzy i różnorodnych sposobów na odmierzanie czasu.
Na rozległych obszarach północnych i centralnych Indii, za początek nowego roku uważa się przesilenie słoneczne, które ma miejsce pomiędzy kwietniem a majem. Większość tych obszarów obchodzi zróżnicowane, lokalne warianty świąt noworocznych. Hindusi spędzają te chwile przede wszystkim z bliskimi oraz znajdują czas na odwiedzenie świątyń. I chociaż mogłoby się wydawać, że celebrowanie tego momentu jest tam niezwykle uroczyste, to i tak wciąż pozostaje w cieniu dwóch innych wielkich świąt: holi i diwali.
Na południu subkontynentu sytuacja przedstawia się diametralnie różnie. Tutaj dominuje kultura drawidyjska, która przez wieki silnie związała się z rozwojem cywilizacji na tym obszarze. Ludność drawidyjska rozwijała swoje własne języki, sztukę, architekturę, systemy wierzeń i zwyczaje. Elementy tej kultury obejmują tradycyjną sztukę, muzykę, taniec, stroje, a także specyficzne zwyczaje, festiwale i własne kalendarze religijne. Tutaj nowy rok bierze swój początek w połowie kwietnia i jest to czas poświęcony przede wszystkim dla bliskich. Tamilowie sprzątają domy, kupują kwiaty i różnorakie przedmioty mające przynieść pomyślność. Tradycyjnie dzieci spotykają się ze starszymi członkami rodzin i proszą ich o błogosławieństwo na nowy czas, a całe rodziny odwiedzają świątynie, prosząc bóstwa o pomyślność na nowy rok. W wielu świątyniach organizowane są nieprawdopodobne procesje rydwanów z podobiznami bóstw, a najsławniejsze takie obchody odbywają się w świątyni Meenakshi w Madurai oraz tych w Kanchipuram i Thiruwidajmarudur.
Tirtha (bród) – w hinduizmie reprezentuje miejsce do odbywania rytualnych kąpieli. Terminem tirtha opisuje się również w Indiach, siedem miejsc świętych. W miejscowości Kanchipuram, 80 km na południowy zachód od Chennai znajduje się świątynia Ekambareswarar w sposób niezwykły oszałamiająca swą wielkością. Świątynia znajduje się w zbiorze pięciu najważniejszych sanktuariów, w których hindusi modlą się do Śiwy, a każde z nich przypisane jest do jednego z żywiołów. Ta w Kanchipuram reprezentuje żywioł ziemi.
Najwcześniejsze wzmianki o Kanchipuram odnaleziono w księgach sanskryckiego gramatyka Patanjalego, który żył między III a II wiekiem p.n.e. Miasto było częścią Królestwa Dravida w epickiej historii Mahabharata i zostało tam opisane jako „najlepsze wśród miast” (sanskryt: Nagareshu Kanchi). Wzmianki o mieście znajdują się także w klasycznej literaturze w języku tamilskim datowanej na 300 rok p.n.e., jak Manimegalai i Perumpāṇāṟṟuppaṭai. Kanchipuram, nazywane jest również „Miastem Tysiąca Świątyń” i „Miastem Jedwabiu”, słynie bowiem z pięknych i bogatych, ręcznie tkanych jedwabnych sari. Stanowi niezwykłe miejsce o bogatej historii, która sięga głęboko w przeszłość. To miasto pełne kolorów, tradycji i ducha dawnej cywilizacji.
Jedna z wielu legend głosi, że Kanchipuram zostało założone przez Brahmę, kontrolera wszechświata i stwórcę pierwszych żywych istot, nadaje to tej miejscowości, niezwykłego znaczenia duchowego. Stąd też najbardziej fascynującym aspektem miasta jest jego architektura sakralna. Znajduje się tu wiele świątyń, a każda opowiada swoją unikalną historię. Świątynia Kailasanathar, jeden z najstarszych kompleksów sakralnych, wciąż zachwyca swoimi rzeźbami i kunsztem architektonicznym, jej powstanie datowane jest na rok 700 n.e. Inną perłą jest wcześniej przeze mnie wymieniona świątynia Ekambareswarar, otoczona starodrzewem mango, które, według legend, przedstawiają samą boginię Parvati.
Historia tego miasta pełna jest zmieniających się dynastii, wpływów kulturowych i artystycznych oraz bardzo wielu opowieści o miłości. Wędrując jego ulicami, można poczuć puls życia, który jest tu żywy od tysięcy lat, można zanurzyć się w fascynującą opowieść o tym wyjątkowym miejscu.
Na swojej drodze do Kanchipuram spotkałem ludzi, którzy nauczyli mnie więcej o sobie i o świecie dookoła niż niejedno internetowe forum pełne pytań o podróż do Indii. Zanim dojechałem do miasta, zatrzymałem się w małej wiosce na krótki posiłek, spotkałem tam grupkę ludzi zainteresowanych moją osobą, wysokim białym mężczyzną z długimi włosami i ogromnym aparatem fotograficznym. Otoczyli mnie i zapytali wprost, dlaczego jesteś w Indiach? Odpowiedziałem, że chcę dowiedzieć się więcej o ich kulturze, poznać nowych ludzi, spróbować nowe smaki i na poważnie zanurzyć się w ich kulturze. Byli bardzo szczęśliwi, że mnie spotkali, jeden przez drugiego opowiadali o podawanych potrawach, ich składnikach i przywoływali wiele opowieści związanych z miastem, do którego jechałem — Kanchipuram. Opowiadali mi też historie ze swego życia, dowiedziałem się, że wielu z nich żyło i wciąż żyje w biedzie, ale są szczęśliwi i wdzięczni za to, co mają. Ich pozytywne nastawienie wywarło na mnie ogromne wrażenie. Zaprosili mnie na spacer po ich wiosce, lecz odmówiłem, wiedząc, że trzeba jeszcze, bym dojechał spokojnie do miasta i znalazł tam hotel na jedną noc, a do tego zachował siły do zwiedzania historycznych miejsc.
Kanchipuram jest magiczną historią, splecioną z wielu wątków kultury, architektury i ludzkich opowieści. W krainie „Miasta Tysiąca Świątyń” czas zdaje się płynąć we własnym, całkowicie nieprzewidywalnym i niezwykłym rytmie. Tu w Chicago, kiedy zegary wybiły północ, a za oknem wybrzmiewały eksplozje noworocznych petard, pomyślałem o ludziach, którzy przy drgających żółtych płomieniach diya z knotami zamoczonymi w ghi otwierają nowy rozdział życia, zebrani w ciszy swoich domów, skupieni na najbliższych, modlitwach i marzeniach o lepszym jutrze.
Czas może być wyzwaniem, gdy staje się jak najkrótszy dzień, lecz może też być czymś więcej, gdy staje się opowieścią przekazywaną z pokolenia na pokolenie, splataną z różnorodnością, kulturą, smakami jedzenia i ciepłem ludzkich serc.
Teraz gdy zaczynamy nowy rok, pełen obietnic i nadziei, pozwólmy sobie na chwilę zanurzenia w tym centrum nieświadomości, które nosimy w sobie. Bo jak mawiają, życie jest jak nakręcany pajacyk — zawsze gotów na kilka uników i skłonów. W tym nowym roku niech nasz pajacyk tańczy z uśmiechem na twarzy jak najdłużej, a my pamiętajmy, aby doceniać każdy moment i cieszyć się życiem w pełni. „Czas jest iluzją” jak powiedział Julian Barbour.
Przeurocze wspomnienie z podróży po odmiennej kulturze w Indiach. W związku z tym nasuwa się refleksja, jak ważne jest pielęgnowanie wierzeń, zwyczajów i obyczajów w różnych stronach świata. Profesjonalne zdjęcia dostarczają wrażeń z oglądania monumentalnych zabytków i uzmysławiają, jakim kosztem sił powstawały, gdy nie było dźwigów, narzędzi oraz technologii.
Zasyłam serdeczności
I coś w tym jest magicznego. Uczy to dystansu i szacunku do innych kultur oraz wierzeń. To ważne. Dzięki temu jesteśmy ludźmi, a przynajmniej część z nas.
Dziękuję.