Zawsze byłem niezależny, pewny tego co robię. Pcham swój życiowy wózek przed sobą wszędzie tam, gdzie chcę być, fotografować, opowiadać i obserwować. Moja głowa zawsze jest przy tym otwarta choć czuję, że mogło się zdarzyć inaczej.
Gdyby złożoność świata zawęzić jedynie do dwóch przeciwstawnych słów, odjąć im jakiekolwiek zabarwienie i postawić w świetle silnego, halogenowego reflektora to będą to dobro i zło. Odwieczna walka mroku z jasnością. Anioły, archetypiczne pojęcie jakiegoś nadrzędnego istnienia, bytu drzemiącego w naszej nieświadomości.
Kiedy patrzę wstecz na moje życie dostrzegam, że ta kolaboracja dwóch światów istniała zawsze i nie byłem jedynym, odosobnionym indywiduum to dostrzegającym. Anioł to dobro, postać doskonała, piękna i pomocna. Diabeł po drugiej stronie rządny walki, wypełniony przeciwnościami tego pierwszego. Oba to jednak anioły w swojej cholernie złożonej nielogiczności istnienia. W czym tkwi ten paradoks? Sądzę, że w formie naszego postrzegania, bo choć instynktownie zgadzamy się na ich istnienie to nijak cieleśnie wyobrazić ich nie potrafimy. Jeśli są tym co im przypisujemy: mądrością, opieką, nienawiścią i gwałtem to tak wyraziste formy powinny mieć swoje kształty. I tu trafiam do sedna sprawy.
Tym co pomaga nam w nie uwierzyć i tym co ukształtowało nasze wyobrażenia o nich są pisma, rzeźby i malowidła, istniejące w każdej z wielkich religii, w każdej z kultur. Swoje dobre i złe anioły mają żydzi, chrześcijanie i muzułmanie, bez wyjątku, kultury prymitywne też je mają. Ich opisy istnieją w najważniejszych pismach świętych, apokryfach i Biblii lecz to artyści nadają tym metafizycznym bytom fizyczną formę i napełniają je treściami. Stąd czujemy ciepło i miłość w obecności naszego anioła stróża lub czujemy odór siarki gdy pojawia się jego przeciwnik. Jednym słowem jesteśmy jak klienci wielkiego supermarketu. Kupujemy podsuwanym nam towar na tyle, na ile potrafimy go rozróżnić, poznać i ocenić. Boimy się tego co potrafimy sami wyobrazić bo lęk jest w nas, w nas samych jest strach. Klient ma też swoje prawa, jednym z nich jest prawo do ostatniego słowa i decyzja: kupuję lub nie kupuję. Dlatego poszedłem na koncert grupy której frontmanem jest certyfikowany kurator muzealny by móc samemu przekonać się jak to jest. Behemoth w Chicago.
Sprzedadzą mi swój towar czy nie sprzedadzą?
Przyznam, że już od samego początku było głośno, a w powietrzu unosił się ten wyjątkowy zapach dekadencji. Młode twarze o rysach azjatyckich, latynoskich, europejskich nie wywarły na mnie tak wielkiego wrażenia jak wielka, biało-czerwona flaga wywieszona na balkonie i trzymana prze cały koncert, jak się później okazało przez młodego Amerykanina przy którym ukucnąłem na moment. Jak było? Głośno, dynamicznie, może trochę punkowo choć fani zespołu pewnie ze mną się nie zgodzą, i w żadnym wypadku nie było tajemniczo. Świetne show, w ciekawym miejscu, dobrze zrealizowane i nagłośnione.
Zgrabnie poprowadzony koncert, jak wypadałoby na zespół, który w długiej historii muzyki rozrywkowej, jako pierwszy polski znalazł się na liście sprzedaży Billboardu, trwał nieco ponad godzinę. Behemoth sprzedawał swój towar, a publiczność kupowała go garściami i nie ma się co dziwić. Ze sceny nie padło w kierunku ściśniętego tłumu żadne słowo po polsku, choć wokalista mówił do nich wielokrotnie, zawsze po angielsku, profesjonalnie.
Zespół uczestniczył w kolejnej trasie koncertowej po Ameryce. Chicago oprócz Bostonu, Toronto, Detroit, San Francisco i wielu innych było tylko jednym z postojów koncertowych. W Polsce organizowano swego czasu manifestacje i protesty przeciwko ich występom. W Kanadzie i Stanach dzieje się odwrotnie. Przychodzą setki młodych i starszych, którzy nie tylko chcą usłyszeć ale i zobaczyć świetne show.
Przekaz muzyczny odbierany jest jako wysoce antykatolicki, krytycy wskazują, że jest to szerzenie satanizmu i okultyzmu. To zamieszanie dookoła Darskiego i pozostałych członków zespołu podkreśla profesjonalne przygotowanie muzyków jako sprzedawców. Rolę artystów, którzy jak wcześniej wspomniałem, nadają naszym metafizycznym obawom, strachom i uprzedzeniom, fizyczną formę. Napełniają je treściami, a czy były one podczas koncertu? Na to pytanie muszą odpowiedzieć Ci, którym ten towar pasuje i go zakupili.
Całkiem na marginesie dodam, że w Wietrznym Mieście w tym samym czasie w rozgłośniach radiowych i na dwóch koncertach gościła Doda. Ta sama, dzięki której być może Darski żyje, ale to już inna historia.
Czy tego wieczoru brakowało światła na scenie czy może wewnątrz serc? Oceńcie sami, zapraszam do galerii.
REWELACJA-??????
Dziękuję