Gdy kilkanaście lat temu po raz pierwszy usłyszałem słowa piosenki Kazika Staszewskiego Las Maquinas de la Muerte "...artysta syty nie ma nic do powiedzenia / Chce picia i jedzenia, nie chce nic zmieniać / Artysta głodny jest o wiele bardziej płodny..." wówczas nie zdawałem sprawy, że prawda to stara jak świat, a dziś stajemy się jej świadkami.
W pewnym stopniu solidaryzuję się z nadchodzącymi zmianami, techniką przyszłości, tym ciągłym dążeniem do polepszania, przyśpieszania i ułatwiania, a jednak mi żal… Żal tak wielu artystów, zespołów muzycznych i niektórych piosenek które po latach, odnalezione, czasem wydane na nowo, swoją wyjątkowością, wgniatają słuchacza w wygodny fotel. Smuci mnie, że w minionych latach wiele z nich nie miało najmniejszej szansy zaistnieć jedynie z powodu braku odpowiedniej techniki. Piosenki grane na koncertach, spotkaniach nie były rejestrowane i dostępne szerokiej rzeszy słuchaczy, przepadły bezpowrotnie w otchłani czasu – bez Internetu, radia, rejestratorów. Obecnie syci artyści nie mają nic do powiedzenia, sprzedali się, podpisali kontrakty z wytwórniami i to one decydują za nich, dyktują słuchaczom co, gdzie i kiedy słuchać. Masy są uradowane! Mamy więc medialną sieczkę czyli nic. Rozumiem, że nie każdy może zachwycać się Sztuką lecz nie potrafię zrozumieć skąd taka popularność wszelkiej maści Malinowych Dziewczyn pod wszystkimi szerokościami geograficznymi?
Dziś przypada 61. rocznica śmierci Béla Ferenca Dezső Blaskó znanego bardziej jako Béla Lugosi. Rocznica odejścia aktora, który stworzył klasyczny dziś wizerunek wampira w kulturze masowej – księcia Draculi i niepowtarzalny jego obraz w odniesieniu do gatunku filmowego jakim jest horror. Sukces jednych czasem staje się porażką dla drugich, a dla niego samego było to przeżycie schizofreniczne, które nieomal doprowadziło do szaleństwa i śmierci. Sukces jakim został obdarzony, a kilka lat potem spadek popularności i co za tym idzie brak propozycji do zagrania nowych ról, sprowadziły na niego uzależnienie od morfiny, to sprawiło, że zaczął miewać problemy z osobowością, odciął się od świata, od ludzi, coraz silniej identyfikował się z graną przez siebie postacią Draculi.
Béla Lugosi zmarł 16 sierpnia – żołnierz, emigrant, mąż i ojciec zgodnie ze swoim ostatnim życzeniem, pochowany został w stroju Draculi, czarnym płaszczu podszytym niczym nie skrępowaną czerwienią. Fascynował i zachwycał, wśród jego oddanych wielbicieli był także — Tomasz Beksiński. Chociaż wielu mógł nie odpowiadać mroczny, muzyczny świat kreowany przez Tomka to jednak urzekał i olśniewał pozostałych bowiem otwierał nieograniczone możliwości interpretacji i wspólnego w nim uczestniczenia. Przeżywania głębszego niż tylko podziw nad młodą, obnażoną piosenkarką wypełnioną pustką. Zastój nie był, nie jest i nie stanie się postępem, trwanie w dobrze przygotowanej głębokiej transzei jest ucieczką przed światem, a ubijanie masła przez panią Klepko zakrawa na kpinę ze słuchaczy. Tak powstają rozcieńczone teksty piosenek traktujące o wszystkim czyli o niczym, a przecież treści te nie mogą i nie powinny być banalne, muszą stanowić o kulturze i przygotowaniu nadawcy, trafiają bowiem na podatny grunt młodych głów!
W minionych dniach prezydent Palestyny ograniczył swobodę wypowiedzi w Internecie i wcale mi tego nie żal! Zauważyłem na mapie technologicznego rozwoju pojawiające się co rusz „nowe kraje”, które powrót człowieka do kultury obrazkowej uczyniły najzwyklejszym sposobem na życie – łatwe, przyjemne, bez ponoszenia odpowiedzialności za siebie, za wypowiadane słowa. Strzeżmy się naszego nasycenia, ograniczmy picie i jedzenie, bądźmy głodni! Bądźmy mądrzy! Zmieniajmy świat dookoła zawsze zaczynając od siebie!
Tomek to muzyka, a jeśli Béla Lugosi to Bauhaus, pierwsza post-punkowa grupa grająca gothic rock’a wywodząca się z Anglii. Po sześciu tygodniach od swego oficjalnego zaistnienia weszli do studia nagraniowego. Był to rok 1979, a już w sierpniu ukazał się pierwszy singiel zespołu z utworem „Bela Lugosi is Dead”. Utwór po latach wciąż inspiruje kompozytorów różnych gatunków muzycznych i wszelakiej maści solistów.
Mija muzyka, przemija czas, dobrze jest wiedzieć, że byli tacy, jak autor zamieszczonego poniżej drzeworytu z 1529 roku, którym wciąż było mało. Artysta doskonale zdawał sprawę z prostej zasady, którą Horacy zamknął słowami: Mors ultima linea rerum est / Śmierć kresem ostatnim i wszystkiego / Death is everything’s final limit.
Kończy się miłość ta zwykła cielesna, a z nią zauroczenie, odchodzi młodość i dorastają dzieci, kończy się fortuna. Na końcu pozostajemy sami, a przecież samotność łatwiej przezwyciężać we dwoje z lampką wina w ręku, przy dobrej muzyce miękko wypełniającej pokój wspólnego domu czego wszystkim Wam dziś życzę w końcu Bela Lugosi is dead.
Doskonały tekst, dzięki Darku też za wstawkę dźwiękową. Analogia do Tomka aż kłuje w oczy, ja jednak pozwolę sobie to wszystko podsumować “starym” Beksińskim. “„Antropocentryzm jest oczywiście i dla mnie platformą do działania, ale na bieżąco, czyli w bardzo krótkiej perspektywie czasowej, w której i tak na nic nie jestem w stanie wpłynąć. Przyszłość za głupie 100 000 lat jest czymś niewyobrażalnym. W tym przyszłość definicji pojęcia „człowiek”. NIC nie przetrwa próby czasu, a człowiek – o ile istnieć będzie jego potomstwo – stanie się czymś innym, niż jest. Jako obserwator jestem skrajnym pesymistą: nie ma się po co i komu stawiać, bo i tak, w ten czy inny sposób, wiatr zmiecie nas i nasze pomysły. Możemy tylko obserwować, i to w nader krótkim mgnieniu oka, jakim jest nasza egzystencja na tym świecie, i na dodatek w coraz większym stopniu zdajemy sobie sprawę, że wprawdzie niepoznawalny obiekt obserwacji oddziałuje na nas, ale my w oparciu o te bodźce budujemy sobie samodzielnie i na swoją miarę obraz tego, co na nas oddziałuje, ale ten obraz jest wyłącznie naszą konstrukcją i nie odpowiada mu nic, co potrafilibyśmy, choć w przybliżeniu poznać, zdefiniować i opisać. Czyli jest to, jak określił to już przed grubo ponad stu laty poeta: a dream within a dream. Nie ma nic poza naszym złudzeniem. Czy więc ma sens przyjmowanie innej postawy niż obserwatora? Płynąca woda obserwuje płynącą wodę. Czy coś innego mówi choćby buddyzm? Wracając do Pani listu. Oczywiście, Kościół katolicki jest łagodny dla grzeszników i chwała mu za to. W 95% wypadków wystarczy sakrament pokuty, a w poszczególnych wypadkach nawet tylko akt skruchy. Nie przepadam za Kościołem, ale muszę mu oddać sprawiedliwość, bo cóż innego można zrobić dla tej kupy biednego robactwa zwanego ludzkością, niż opiekować się i wybaczać. Należy chyba oddzielić superego od ego. Moje życie może być plugawe, ale moje apostolstwo może jednak wskazać innym drogę. Ująłem to trochę w stylu dramaturgicznym, ale określa istotę problemu.”
Piotr po tak bogatym i zacnym tekście pana Beksińskiego, który przytoczyłeś w postaci komentarza pod moim wpisem, nie zostało mi nic jak podziękować Ci, naprawdę. Piotr – to miło, że są jeszcze ludzie, którym rola obserwatora się nie znudziła w tym jednym z krótszych egzystencjalnych epizodów i dzięki temu “rosną wysoko” ponad przeciętność. Dziękuję!
Shine on You crazy diamond.
🙂 Always!
[…] popołudnia na ekranie komputera pojawiały się wolno wystukiwane litery kolejnego wpisu na blogu: Bela Lugosi is Dead. Od tamtego dnia minęło ponad trzy lata, dziś wiem, że wówczas zbyt mało poświęciłem […]