Dzisiejsza blogowa podróż, przez cztery dekady zadziwiającej muzyki i artystycznej pasji, będzie niezwykle wyjątkowa. W niedzielę 24 września w Rosemont „Joe’s Live” byłem świadkiem dźwiękowych wspomnień, celebrowałem w ten sposób, 40 lat artystycznej kariery jednego z najważniejszych zespołów w historii polskiej sceny muzycznej — Kult!
To był wieczór, który połączył pokolenia, a Kazik Staszewski oddał hołd legendarnym utworom, które wciąż inspirują i poruszają serca fanów rozsianych po całym świecie.
Kazik Staszewski — polski wokalista, muzyk i poeta, założyciel, lider i wokalista zespołów Kult i Kazik Na Żywo (KNŻ), aktywny uczestnik projektów El Doopa czy Buldog. Znany z kreatywności i eksperymentowania z różnymi gatunkami muzycznymi, co przyniosło mu dużą popularność i uznanie, jest jednym z najbardziej wpływowych twórców na scenie rockowej w Polsce. Kazik jest również znany ze swojego kontrowersyjnego podejścia do polityki i społeczeństwa, co często odzwierciedla w swoich tekstach. Kazik, który śpiewa piosenki zmarłego 50 lat temu ojca, w marcu skończył 60 lat, a teraz z muzykami zespołu Kult, który założył w 1982 roku, przyleciał do Chicago.
Koncert, z iście rockowym sznytem, rozpoczął się około 40 minut później, niż wskazywała na to godzina drukowana na bilecie, każdy więc mógł zdążyć. Żeby była pełna jasność, chcę dodać, że koncert trwał 2 godziny i 45 minut, a zespół zagrał aż 34 utwory. Było dokładnie tak, jak Kazik mówił w wywiadzie dla Melliny: „I stwierdziłem, że właściwie fajne są takie długie koncerty, że jeżeli ludzie płacą za bilety spore tam w końcu pieniądze, poświęcają swój cenny czas, to należy im pokazać całe spektrum tego co prezentujemy i tak to weszło w nawyk”. Rozpoczęły się ponad dwugodzinne zajęcia w chemicznym laboratorium dźwięków i słów.
Ten koncert był jak długooczekiwany i przygotowywany eksperyment chemiczny, w którym to muzyka była głównym odczynnikiem. Muzycy na scenie, w swoim laboratorium, starannie mieszali dźwięki i rytmy, przygotowując wszystkich do wielkiego zakończenia.
W miarę wykonywania kolejnych utworów reakcja pomiędzy zespołem a publicznością przypominała burzliwy proces chemiczny. Muzycy czuli, że dobrze im się gra, że odbiór jest pozytywny i wówczas na scenie zadziałała ta wyjątkowa chemia koncertu. Energia, która wypływała z muzyki, była jak katalizator, wywołujący eksplozję emocji i ekscytacji. To było jak zmagania się dwóch substancji, które po połączeniu wywoływały spektakularną reakcję, pozostawiając wszystkich w zachwyceniu i pod wrażeniem. Aż do momentu gdy Kazik spróbował popłynąć po powierzchni tylko co przygotowanej mikstury, by sprawdzić jej działanie, wtedy tak naprawdę zaczął się koncert bez ograniczeń i nakazów.
Spocone dłonie podtrzymywały jego ciało, rozdygotane i szczęśliwe, pozwoliły mu bezpiecznie wylądować na scenie i od tego momentu jeszcze wielokrotnie ta granica brzegowa sceny, ten kawałek ziemi niczyjej, pomiędzy zespołem a publicznością była wielokrotnie przekraczana przez tych drugich.
Były wspomnienia pierwszego koncertu Kult w Chicago z kwietnia 1994, były pozdrowienia dla podróżującej grupy fanów, która przybyła specjalnie z Polski, była „Brooklyńska Rada Żydów” i były miłe słowa skierowane do żony — Ani.
Muzycy, w tym Kazik Staszewski, Wojciech Jabłoński, Jarosław Ważny, Mariusz Godzina, Konrad Wantrych, Janusz Zdunek oraz pozostali członkowie zespołu Kult, wykazali się wyjątkowym poziomem profesjonalizmu i umiejętnościami scenicznymi. Dzięki doskonałemu nagłośnieniu, które wyróżniało się klarownością, słychać było każdy niuans ich muzyki, co nie zawsze jest takie oczywiste na koncertach.
Kazik Staszewski jako wokalista i frontman zespołu doskonale opanował scenę, prowadząc publiczność przez muzyczną podróż. Piotr Morawiec na gitarze, Ireneusz Wereński na basie i Tomasz Goehs na perkusji oraz pozostali muzycy stanowili tego wieczoru zgrany organizm, tworząc niezwykle energetyczną i zgraną sekcję instrumentalną. To właśnie ich umiejętności muzyczne sprawiły, że każdy utwór brzmiał jak prawdziwa muzyczna uczta. To, że słychać było każdy instrument i głos wokalisty, było niewątpliwie zasługą doskonałego nagłośnienia, które sprawiło, że koncert Kult stał się niezapomnianym muzycznym przeżyciem.
W tłumie pod sceną można było dostrzec pewną wyjątkową grupę — entuzjastów ‘tańca pogo’. To było dopiero prawdziwe doświadczenie dla obserwatora! Ci odważni tancerze, mieli jedno jasno postawione zadanie: znaleźć największy obszar wolnej przestrzeni i zrobić z niego swój własny taneczny park wojenny. Ich ruchy były równie zaskakujące, co kreatywne. Wykonywali sztuczki, które z pewnością nie znajdowały się w tradycyjnym repertuarze tańca. Być może próbowali odkryć nowe wymiary fizyczne na parkiecie. Niektórzy widzowie z dystansem i uśmiechem obserwowali to widowisko. W efekcie taniec pogo podczas koncertu Kult stał się równie atrakcyjnym widowiskiem co sama muzyka, dodając do atmosfery niepowtarzalnego humoru i kreatywności.
Co sprawiło mi najwięcej przyjemności? Cały koncert, możliwość obserwowania nie tylko zespołu, lecz i wszystkich fanów. Także fakt, że Kazik od lat opisuje otaczający go świat słowami zrozumiałymi dla wszystkich, zarówno tych pod sceną jak i poza nią.
Wśród utworów „Krew na śniegu”, „Krew Boga”, „Wioślarze”, „Maria ma syna”, „Gdy nie ma dzieci” i „Celina”, „Baranek”, Kult zagrał dwa utwory, które mną wstrząsnęły swoją aktualnością. Najstarszy z nich pochodzi z 1985 roku, niewydawany wcześniej i grany jedynie na koncertach, obok „Polski” jest dziś jednym z najważniejszych hymnów antykomunistycznej generacji.
„Po co wolność” jest komentarzem do ówczesnej sytuacji społeczno-politycznej w komunistycznej Polsce, gdzie społeczeństwo zgadzało się na zniewolenie w zamian za przyznanie im niewielkich przywilejów i dóbr ze strony władz. Ciarki mi przeszły po plecach gdy uświadomiłem, jak aktualne są to słowa, jak władza mocno trzyma propagandową tubę: …po co wam wolność, macie przecież telewizję… Kazik w tym tekście wymienia o wiele więcej przywilejów: festiwale, Interwizja, filmy fantastyczne, autobusy do pracy, zawody sportowe, zgoda na wydawanie demonstracji ulicznych.
Drugim, nie mniej wstrząsającym była dla mnie „Wódka” (Na całym świecie źle się dzieje koledzy). To ikoniczny utwór z ich repertuaru. Piosenka jest satyrycznym i krytycznym komentarzem do spożywania alkoholu, a także do towarzyszących mu negatywnych skutków społecznych. Tekst utworu przedstawia beztroskie chwile picia wódki, a jednocześnie ukazuje ciemniejszą stronę alkoholizmu, rodzącą problemy i chaos w życiu. I tak jak w przypadku tego pierwszego utworu tak i tu, gęsia skórka spowodowała lepsze rozumienie faktu dostępności alkoholu i telewizyjnej rozrywki wspierającej pewne frakcje polityczne.
Ten wyimaginowany obraz w mojej głowie nie dał mi spokoju do końca koncert. Zatarciu tego widoku zapewne nie pomogła też powiewająca republikańska flaga z wymalowaną nazwą zespołu, ani koszulka jednego z gitarzystów z memem obrażającym 46. prezydenta USA.
Czy będę miał jeszcze okazję zobaczyć Kult na żywo w Chicago? Nie wiem. Czy Kazik Staszewski pojawi się jeszcze w Chicago z jednym ze swoich projektów? Nie wiem. Za to wiem, że dwu i pól godzinny koncert na 40 lecie grupy Kult zagrany na cały gwizdek, według starych rockowych zasad, na bardzo długo pozostanie w moich muzycznych wspomnieniach.
Wspaniały post o ponadczasowej muzyce, a to ona łagodzi obyczaje, dostarcza wielu wzruszeń i przyjemności.
Zasyłam moc serdeczności
Kazik w formie. Mnóstwo wspomnień, dobrych wspomnień. I wiele niespodzianek.
Dziękuję.