Nie wierzę w przypadki, dziwne zbiegi okoliczności, napiszę inaczej - efemeryczna pareidolia u mnie nie gości. Nie widzę żadnego najmniejszego powiązania zachodzącego pomiędzy chińskim urządzeniem przemierzającym bezmiary kosmosu oraz jego przybyciem na orbitę Marsa w przeddzień tłustego czwartku, a prasową premierą sztuki „Zemsta”, zagraną późnym wieczorem właśnie w czwartek 11 lutego.
Wymieniam to międzygwiezdne urządzenie nie bez kozery, bowiem nowoczesność oraz pewna aktualność wydarzeń przedstawionych na scenie ma arcyważne znaczenie w przypadku, na nowo wyreżyserowanej i zaadaptowanej przez Ryszarda Gajewskiego-Gębkę (na scenie jako rejent Milczek), prawie dwustuletniej, sztuki Aleksandra Fredry „Zemsta”.
Nie popełnię faux pas gdy napiszę: „Zemsta” to komedia w czterech aktach hrabiego Aleksandra Fredry, to już klasyka teatru polskiego, a Polakom po obu stronach oceanu, jest doskonale znaną tego typu opowieścią opartą na faktach. Temu kto zaprzeczy i głośno krzyknie, że z sąsiadem z tej samej ulicy się nie pokłócił, nie uwierzę.
Publiczność, a raczej teatralni goście wolno pojawiający się w mętnej świadomości budzącego się na scenie cześnika Macieja Raptusiewicza (w tej roli Andrzej Krukowski) z rąk aktorów Teatru Naszego otrzymali nie tylko komedie pełną zwrotów akcji, bawiącą groteską sytuacyjną, lecz przede wszystkim mogli uczestniczyć we współczesnej odsłonie dyskusji o wciąż żywych tematach takich jak miłość, zazdrość, intryga czy upór i brak wykształcenia.
Trudno jest dziś znaleźć dobry przepis na wskrzeszenie języka minionej epoki, otrzepanie grubej warstwy kurzu osiadłego na starym rękopisie hrabiego. Należy przyznać, a przynajmniej mi tak się wydaje, że ciężka praca konsultanta kostiumowego (Maryla Pawlina) przyczyniła się do niebywałego sukcesu wizerunkowego tej sztuki zacierającego nieco dzisiejszy dystans semantyczny wypowiadanych słów. Kto mógł uczestniczyć w tej teatralnej uczcie, ten wie o czym piszę. Choreografia (Barbara Kulesza) kocich perswazji i walki majstrów, która zapewne wpłynęła też na wyjątkowe wykreowanie postaci Papkina (Aldona Olchowska, Magdalena Miśkowiec) na długo pozostanie w pamięci.
Niespotykany pomysł na przeniesienie klasycznego konfliktu dwóch zwaśnionych sąsiadów i jego nietuzinkowe wyegzekwowanie przez aktorów, przyczynił się do powstania na polonijnym rynku teatralnym, sztuki naprawdę dobrej, podnoszącej wysoko poprzeczkę innym teatrom, które w przyszłości być może próbować będą dorównać do tego poziomu. I jest to prawdziwy sukces grupy osób, którym chce się jeszcze coś robić. Trzeba też bowiem pamiętać, że choć oryginalny tekst, na potrzeby chicagowskiej inscenizacji, został nieco skrócony, to niektóre powiedzenia, skreślone przez Fredrę prawie dwieście lat temu weszły na stałe do języka polskiego, a to za sprawą naprawdę świetnych adaptacji teatralnych i filmowych, a to z powodu nośności tematu i lekkości słów doskonale oddających charakter osób je wypowiadających. Nie wyobrażam sobie osoby, która nie znałaby powiedzonek napisanych przez hrabiego, jak chociażby tej w sytuacjach stresowych, mocium panie, wciąż powszechnie używanych.
Rodzi się pytanie, jaki jest przepis na sukces?
Wbrew pozorom odpowiedź jest bardzo prosta. Trzeba na jakiś czas zapomnieć o skupieniu się jedynie na własnej osobie, własnym biznesowym sukcesie i pięciu minutach fejmu. Do tego należy dodać szczyptę pokory i pozwolić sobie przez nieomal rok na luksus wirtualnych spotkań, rozmów i planowania, a to wszystko wymieszać w sosie wykuwanych na pamięć kwestii i ruchów. Warto dorzucić sporą dawkę autentyczności i sczepić to z chęcią, staraniami i ciągłymi ćwiczeniami. Jak zwykle w tego typu potrawach dodać do nich należy nieco kolorowych przypraw i zamorskich zapachów, a te w przypadku muzycznych skojarzeń do nowofalowej dekadencji, poprzez szczególny makijaż (Mariola Urbanek) i postacie niemal al dente, wyjęte z przerysowanego świata Stanley’a Kubricka nie tylko „przegryzły się” ze sobą, lecz wpisały doskonale do tej potrawy.
Jestem absolutnie pewien, że rapujący, strachliwy Papkin, siermiężny kochanek od urodzenia Wacław, seksualnie niespełniona podstolina Czepiersińska lub błyskotliwa trzpiotka, sprytna Klara Raptusiewiczówna to postacie, które przez Teatr Nasz, nie tylko zostały stworzone na potrzeby spektaklu, lecz mieszkają między nami w Chicago 2021 roku.