W świecie pełnym kontrastów, gdzie tętniące życiem miasta sąsiadują z pokojowymi oazami natury, trudno dziś znaleźć spokojne miejsce na bycie zadowolonym, spełnionym jak nazwałby to uczucie Mike Jagger.
Dzisiejszy tekst został zainspirowany moim starszym wpisem, który możecie znaleźć pod linkiem: Czego nie lubię w Indiach. Powstał on pięć lat temu, pomyślałem więc sobie, że jeśli do niego powrócę po latach, to będzie świetnym rozpoczęciem, rodzajem podniesienia karty i sprawdzenia tego co się zmieniło, lub stworzę może miejsce na dodanie nowych „rarytasów” do listy — czego naprawdę w Indiach nie lubię. Mam nadzieję, że skłoni on Was, jak i mnie samego, do przemyśleń na temat tego co kocham i jednocześnie tego co z czasem zaczynam rozumieć i akceptować.
Przez pryzmat własnych doświadczeń i z zamiarem otwartego dialogu, zapraszam do podróży przez tekst pełen kontrastów, tak bardzo podobnych do tych widzianych zza okna podróży po Indiach. Przygotujcie się na wędrówkę pomiędzy światłem a ciemnością, gdzie każda strona medalu kryje w sobie coś niezwykłego. Przypominam wam jednak, że tekst ten jest całkowicie subiektywny i pomijam w nim wiele faktów takich jak: korupcja (z którą walczą), wszechobecny kurz (dokładnie sprzątany w małych wsiach), moje poglądy i wiedza (w ciągłym procesie).
7. e-Visa
Listę otwiera niezmiennie powracająca w licznych dyskusjach e-Visa, więc zaczynam właśnie od niej. Wbrew wielu komentarzom, które podejrzałem na kilku polskich forach dyskusyjnych, nie jest to proces ani długotrwały, ani niezmiernie trudny, po prostu jest, taki jaki jest. Zalegalizowanie podróży do Indii nie jest bardzo trudne, ale na pewno jest spowolnione poprzez utrzymanie strony w klimacie retro, gdy pojawiały się pierwsze formularze na stronach internetowych opartych o specyfikację HTML 4.0 z 1997 roku.
Strona do wniosku wizowego jest tylko jedna, a jego złożenie jest bezpłatne. Warto więc uważać na linki, które sugerują opłaty. Niezbędny też będzie skan strony paszportu, tej ze zdjęciem, oraz aktualne zdjęcie cyfrowe. Proces wypełniania wniosku wizowego można rozłożyć na kilka razy, otrzymuje się bowiem automatycznie generowany numer sprawy, który może nam posłużyć jako klucz do przerwania i zapisania sesji, a potem powrotu do niej. Z reguły odpowiedź przychodzi po kilku dniach i wtedy należy uiścić opłatę.
Jest kilka rodzajów wiz: jednomiesięczna, roczna lub pięcioletnia, które po mojej stronie kosztują odpowiednio: $25, $40 i $80 wybór zależy więc od preferencji podróżującego i planowanego okresu pobytu w Indiach. Dla osób, które wcześniej nie miały kontaktu z tego typu procedurami może się to wydać zagmatwane i pełne niepotrzebnych szczegółów. Zanim legalnie trafisz do Indii, naprawdę trzeba się natrudzić.
6. Naganiacze
Podróż po Indiach to wyjątkowe doświadczenie, które obejmuje nie tylko fascynującą architekturę, wykwintną kuchnię i bogatą tradycję, ale również unikalną sferę komunikacji werbalnej. Indie to kraina, w której spotykamy się z setkami języków, z hindi i angielskim na czele. Różnice językowe mogą czasem wprowadzić nas w nieco zaskakujące lub trudne sytuacje.
Podczas moich podróży często korzystam z języka angielskiego, ale staram się także używać kilku lokalnych zwrotów grzecznościowych, co sprawia, że rozmowy są bardziej przyjazne. Zdarza się czasem, że ludzie z ciekawością pytają mnie o kraj pochodzenia, imię czy samopoczucie. Do tego momentu jestem otwarty na kontakt, jednak zaczynam mieć obawy, gdy nagle pojawia się informacja o wujku, bracie lub innym członku rodziny, prowadzącym sklep tuż obok, który tylko co spotkany, może mnie do niego zaprowadzić. Chociaż nie jestem pewien, czy taki zawód istnieje, dla swoich potrzeb nazywam ich „naganiaczami turystów”. Ich zainteresowanie nie obejmuje kraju pochodzenia czy mojego imienia; liczy się jedynie to, czy uda im się przekonać mnie do odwiedzenia sklepu.
Dobrą praktyką jest utrzymanie wyważonego spojrzenia w oczy, wyraźne podziękowanie i stanowcza odmowa. Nie warto ulegać opowieściom o biednej rodzinie, chorobie czy obietnicom darmowego ryżu od sprzedawcy. Zdecydowane, ale nie agresywne zachowanie, naprawdę pomaga utrzymać równowagę w kontaktach w takich sytuacjach.
5. Scam
Spotkania o podobnym charakterze to te, które jawią się jako potencjalne zagrożenie dla naszego dziennego budżetu. Aby to lepiej zilustrować, opowiem o sytuacji po moim przylocie do Delhi. Wcześniej zarezerwowałem pokój hotelowy wraz z dodatkową usługą polegającą na odbiorze z lotniska, która miała kosztować 650 rupii. Jest prawie północ, stoję na parkingu i próbuję skontaktować się z hotelem, ale w zamian słyszę w słuchawce tylko ciszę. Po chwili ponawiam próbę i zaspany głos, który po wyjaśnieniu powodu późnego telefonu informuje mnie, że zaraz zamówi taksówkę. Dziękuję grzecznie, ale przecież to nie o to mi chodziło.
Nagle pojawia się obok mnie uśmiechnięty jegomość, oferujący swoją pomoc w dostaniu się do hotelu. Zaintrygowany pytam go: „Ile to będzie kosztować?”. Odpowiedź brzmi: 1000 rupii. Dziękuję mu uprzejmie. To było nieprzyjemne doświadczenie. Wtedy obudziła się we mnie myśl, że skoro tyle niespodzianek czyha tu na mnie, to może czas, abym i ja upolował korzystną okazję. Uruchomiłem aplikację Uber’a i za 400 rupii bezpiecznie dotarłem do hotelu. Takich sytuacji w Indiach można spotkać całe mnóstwo, a zachęcających do skorzystania z taksówki, czy pobliskiej restauracji lub innego serwisu, jest tam całe mnóstwo.
Wniosek jest prosty — trzeba być gotowym na różne niespodzianki, być elastycznym i jasno wiedzieć, co dla nas jest dobre. Nie tylko przyjmować warunki, ale i aktywnie kreować swoje doświadczenia podróżnicze.
4. Bilety/Wejściówki
Różnice w cenach biletów dla miejscowych i turystów są zjawiskiem porażającym, co nie tylko nie sprzyja przyjemności zwiedzania, ale także budzi we mnie pewne niezadowolenie. Chociaż po przeliczeniu rupii na dolary różnica ta może wydawać się niewielka, to jednak biorąc pod uwagę fakt, że niektóre bilety wejściowe, dla przykładu, kosztują 50 rupii dla mieszkańców Indii i 610 lub więcej dla cudzoziemców, to różnica ta staje się zauważalna dla kieszeni i z czasem trudna do zaakceptowania.
To nie tylko kwestia finansowa, ale także wydaje to się być niesprawiedliwym traktowaniem turystów. Takie praktyki wprowadzają uczucie nieuczciwości i zniechęcają do zwiedzania. Oczywiście, zrozumienie lokalnej perspektywy i dostosowanie cen do różnic w siłach nabywczych może być argumentem dla tej praktyki, jednak dla wielu podróżników to nadal pozostaje drażniącą kwestią. A przecież tak niewiele trzeba, aby radość z eksploracji miejsc pełnych historii przełożyć na trwałe wspomnienia i entuzjastyczne rekomendacje dla innych podróżników. Niestety, obecna sytuacja pozostawia pewien niesmak. W moim przekonaniu mogę się czuć odosobniony w tym podejściu do cen, ale patrząc na to, co otrzymam za cenę biletu, utrzymuję, że mam absolutną rację.
Indie to przepiękny kraj z fascynującymi miejscami, które przechowują tysiącletnią historię w zasięgu ręki. Artefakty w doskonałym stanie karmią ciekawość oczu. Niemniej jednak, bez właściwego podkreślenia i dbałości o detale, te miejsca tracą znaczną część swojego uroku w oczach zwiedzających. Odpowiednia wartość, która znajduje się w cenie biletu, powinna być odzwierciedleniem tego, co podróżnicy otrzymują w zamian — półki, szafki, gabloty, oświetlenie. W przeciwnym razie, oprócz piękna historycznych miejsc, zostaje nam także gorzki posmak związany z uczuciem niesprawiedliwości.
3. Turyści
Na kolejnym miejscu mojej listy rzeczy, które nie przypadają mi do gustu w Indiach, znajdują się inni turyści. W przerażającym stopniu, zauważam, że 90% osób przybywających do tego kraju kurczowo trzyma się swoich grup, nie schodząc na krok z utartego szlaku i nie nawiązuje kontaktu z miejscową społecznością. Są całkowicie nieprzygotowani do indyjskich realiów. Z opuszczoną głową i często grymasem na ustach ukrywają się w klimatyzowanych pokojach hotelowych, bo przecież gorąco, mijają szybko uliczne stragany, trzymając w dłoniach wachlarz. Nawet nie próbują ulicznych rarytasów; a czasem wystarczy jedynie pomyśleć, że większość z nich jest przyrządzana w głębokim tłuszczu, mleko do kawy i herbaty jest przegotowane, a sprzedawca zawsze utrzymuje jedną dłoń w czystości. Nawet w ogromnych zachodnich miastach owoce niemyte zjadają tylko najodważniejsi.
Niestety, muszę wspomnieć również o innej grupie turystów, którą określiłbym mianem „zdobywców”. To właśnie oni, na każdym kroku, prezentują swoją wyższość nad miejscową ludnością, manifestując swoją kulturową różnicę oraz przekonanie o własnej doskonałości. Jak zwierzęta znaczą teren wokół siebie głośnymi rozmowami, zaczepnym zachowaniem czy ignorowaniem zasad ubioru w miejscach, do których nie powinno się wkraczać, przykładowo, w strojach wyzywających. Często można ich zauważyć podczas pozowania do różnego rodzaju selfie i zdjęć grupowych, gdy zachowują się, jakby byli zdobywcami nowych terytoriów. To nie tylko obrazuje ich brak szacunku do miejscowej kultury, ale również uwydatnia ich pewność siebie i poczucie wyższości, a to z pewnością wpływa na atmosferę w danym miejscu, zakłóca harmonię miejsc, do których przybywają i rodzi negatywne odczucia wśród miejscowej społeczności.
Nasuwa się pytanie: po co w ogóle przyjechali? Przecież Indie oferują tak wiele fascynujących, kolorowych miejsc, zapachów i aromatów, oraz dziewiczej natury niezniszczonej przez cywilizację. Zastanawiam się, dlaczego nie chcą poznać kraju, którego odkrycie stało się impulsem do ich podróży? By lepiej zrozumieć ludzi i miejsca, powinniśmy się częściej uśmiechać, rozmawiać z nimi, cieszyć się ich reakcjami i wędrować tymi samymi ścieżkami, którymi wędrują oni sami, zanurzyć się w tym lokalnym kolorycie, przekroczyć niewidzialną barierę.
2. Zdjęcia
Czy zdajecie sobie sprawę, że większość zdjęć z Indii, które oglądamy publicznie, jest ustawiana, pozowana, jest zaledwie iluzją tego, co rzeczywiście zachodzi? Używa się do tego wynajętego człowieka, którego profesja ma nawet swoją nazwę: fixer. To, co tak często porusza nasze emocje, niekoniecznie odzwierciedla rzeczywistość. Będąc wysokim, białym mężczyzną, przemierzając Indie z „ogromnym” aparatem, mam tego bolesną świadomość, jak trudno jest pozostać niezauważonym i jednocześnie uchwycić chwile, które nie tylko są estetycznie piękne i mają być technicznie poprawne, ale także mogą oddać autentyczność i naturalność życia w tym kraju.
Współczesna fotografia często stawia przed twórcami wyzwanie zbalansowania estetyki z uczciwym przedstawieniem rzeczywistości. Właśnie dlatego warto zdawać sobie sprawę, że za niektórymi zdjęciami kryją się ustawienia, reżyserowane sceny, które mają podkreślić egzotyczny charakter danego miejsca. To nie oznacza, że te ujęcia są mniej wartościowe czy piękne, ale zwraca to uwagę na potrzebę świadomego spojrzenia na obrazy, które widzimy, i zrozumienia kontekstu ich powstania. To, co sprawia wrażenie autentyczności na fotografii, nie zawsze jest odzwierciedleniem rzeczywistych codziennych sytuacji w Indiach.
Spotykam się niejednokrotnie z sytuacjami, w których sceny z życia codziennego, które obserwuję, ulegają radykalnej przemianie, gdy tylko uczestnicy zdają sobie sprawę, że obiektyw aparatu jest skierowany w ich stronę. Tworzenie portretów ulicznych staje się ogromnym wyzwaniem, ponieważ choć jestem w stanie spokojnie i bez stresu zwrócić się do kogoś, poprosić o chwilę uwagi czy uśmiech, to jednak zdjęcie takie nie odda w pełni emocji chwili. Sytuacja, która jeszcze moment wcześniej była ulotna i autentyczna, traci swoją spontaniczność w momencie, gdy świadomość obecności aparatu zmienia zachowanie uczestników.
Tworzenie ulicznych portretów, to subtelna sztuka łapania chwili, nieprzerywająca naturalnego rytmu życia ulicy. Właśnie w tych ulotnych momentach, zanim świadomość obecności aparatu zakłóci naturalność, kryje się prawdziwa esencja życia codziennego. To wyzwanie dla fotografa polegające na złapaniu autentyczności i emocji, które towarzyszą danym scenom, zanim zostaną one zniekształcone przez świadomość obecności obiektywu. Niejednokrotnie doświadczałem pragnienia posiadania niewidzialnej peleryny.
1. Uzależnienie
Niezmiennie od lat na czele mojej listy, znajduje się uzależnienie od tego kraju, ten punkt na mojej liście, jest dość kontrowersyjny i w swoim znaczeniu ma zupełnie inne przesłanie.
Wydaje się, że zawsze oczekujemy na lepsze czasy, na życie, które jeszcze jest przed nami. Wciąż powtarzamy, że nadchodzi dobry moment, że za miesiąc, za rok osiągniemy coś wielkiego, a dopiero wtedy ruszymy za przygodą. Zgodnie z hinduską filozofią, wszystko z czasem się pogarsza, a na końcu przychodzi Kalijuga, rozkład i nadejście końca czasu. To tutaj i teraz jest odpowiedni moment na zmiany. Jeśli marzysz o podróżowaniu, to teraz jest ten idealny moment. Gdy raz zanurzysz się w podróż do Indii, trudno jest z niej zrezygnować. Planowanie na przyszłość to jedynie iluzja, a idea zmartwychwstania jest przereklamowana, nadzieję w przyszłość pokładają tylko frajerzy.
Indie uzależniają, wciągają, a potem mocno przyzwyczajają do swojego niepowtarzalnego uroku. Po kilku chwilach zdajesz sobie sprawę, że nie sposób się od tego uzależnienia uwolnić. Każdy dzień przynosi nowe doznania, nie ma dwóch identycznych potraw ani dźwięków dochodzących zza okna. Podróżowanie wzdłuż zatłoczonych straganów i pulsujących ulic, które zdają się żyć własnym życiem, pod palącym słońcem, staje się jak nałóg. Muszę to jasno podkreślić: aby osiągnąć wymarzone miejsca w Indiach, zobaczyć je i poczuć, musisz oddać się całkowicie, bez oczekiwań i wymagań. W przeciwnym razie nie warto nawet zaczynać, bo będzie to jak błądzenie po ślepej uliczce.
Aby tego doświadczyć i nieco zrozumieć, proponuję utwór całkowicie oparty na tematach macierzyństwa, współczucia i ostatecznie szczęścia, „Zariya” stanowi muzyczną podróż przez kulturowe bogactwo Indii. Stworzony przez A.R. Rahmana, ten kompozycyjny majstersztyk obejmuje fragmenty w językach hindi, sanskrycie, perskim i tybetańskim. Współpraca z różnymi artystami o zróżnicowanych lingwistycznych korzeniach podkreśla niezwykłe piękno kulturowej różnorodności w tym fascynującym kraju. To jak dźwiękowa podróż, która przenosi słuchacza przez rozmaite muzyczne krajobrazy, odzwierciedlając jednocześnie wielobarwną i wielojęzyczną mozaikę, jaka charakteryzuje Indie.
Zapowiada się ciekawy cykl o mało znanym kraju, mimo częstych wyciczek moich znajomych. Jeśli ktoś był 3-5 dni, to zwykle przebywa w określonej przestrzeni i zwykle nie ma możliwości samodzielnego zwiedzania, dlatego znajomi twierdzą, że ponownie tu nie przyjadą ze względu na morderczy upał, kurz, brud, wałęsające się krowy, psy, choroby (zemsta faraona, czyli biegunka po wrzuceniu kostki lodu do napoju), nachalni naganiacze, żebrzące dzieci itp.
Serdecznie pozdrawiam
Będzie w czym wybierać. Sam jestem ciekawy jak mi to wyjdzie 🙂
Z tymi znajomymi, którzy po 3-5 dni przesiadują w jednym miejscu to ja bym już się więcej nie spotykał 🙂 po co tyle lecieć, czekać i być w kurzu? Nie wiem. Zdobywcy? Zainspirowani koralikami, kolorowymi strojami bez żadnej refleksji?
Moje spotkania z Indiami są inne: radośni ludzie, uśmiechnięte dzieci, smaczne potrawy, cudowne zapachy! To wszystko w mojej głowie układa się w piękne wspomnienia, przeżycia, które za każdym razem gdy do nich wracam, wywołują masę pozytywnych emocji. Zielona, soczysta przyroda, egzotyczne zwierzęta, zabytki z początków ludzkiej egzystencji na ziemi. Wszystko to jedno wielkie WOW!
Trzymaj kciuki za pisanie, dziękuję Ci!