W roku 1928 w Berlinie po raz pierwszy wystawiono musical-przedstawienie „Opera za trzy grosze”. Chociaż w następnych dwu latach zagrano ją ponad 400 krotnie to pierwszy występ nie cieszył się zbyt wielkim zainteresowaniem, a do tego zebrał kiepskie recenzje.
73 lata później majowa premiera płyty Kazika Staszewskiego „Melodie Kurta Weill’a i coś ponadto” dopadła mnie znienacka. Pamiętałem jeszcze rozkołysane dźwięki albumu „Melassa” i to co dostałem na nowym krążku zaskoczyło mnie szalenie. Płyta szybko wskoczyła na pierwsze miejsce list sprzedaży i nie dziwi to wcale, bowiem znalazły się na niej piosenki z musicalu Kurta Weilla pt. „Opera za trzy grosze”. Libretto Bertolda Brechta zostało przetłumaczone przez Romana Kołakowskiego, a i smaczkiem tego wydania było umieszczenie na płycie jednej z piosenek Nicka Cave’a. Tak oto po raz pierwszy w moje życie wtargnął, niemiecki kompozytor żydowskiego pochodzenia, Kurt Weill.
Na zapis muzyczny „Opery za trzy grosze” ewidentnie wywarł wpływ jazz i niemiecka muzyka taneczna tamtych czasów zarówno kabaretowa jak i kawiarniana, ta przesiąknięta papierosowym dymem. Oryginalna orkiestracja Weilla dedykowana jest niewielkiemu zespołowi za to z dużą ilością podwojonych instrumentów. Tamta premiera spektaklu stała się też niewątpliwie trampoliną do wielkiego sukcesu dla najbardziej znanego interpretatora dzieł Brechta i Weilla, Lotte Lenyi, przyszłej żony Kurta Weilla.
W roku 1933, w momencie gdy naziści przejęli władzę, Weill i Brecht zmuszeni zostali do opuszczenia Niemiec i przymusowej tułaczki. W tym czasie ich sztuka była przetłumaczona na 18 języków i wystawiona ponad 10 tys razy na europejskich scenach. Europa zawsze była schronieniem dla nieposłusznych i tułaczy. Artyści niepokorni, trudni, w swojej twórczości idący pod prąd wydają się być bardziej interesujący niż ci grzeczni i ułożeni, grający pod dyktando władzy. Brecht, z racji poglądów, które przemycał w swoich wierszach, miał niełatwe życie, a mimo to, dalej trwał przy swoim. Dzięki tej postawie, dziś możemy cieszyć się wieloma piosenkami, które choć napisane w latach 30’ i 40’ XX wieku do dziś są aktualne i każdy może się z nimi utożsamić.
Twórczością Bertolda Brechta inspirowało się wielu artystów, wśród nich warto wymienić Franka Sinatre, Louisa Armstronga, The Doors, Toma Waitsa czy samego Davida Bowiego.
W Polsce Brechta wyśpiewali wspomniany już Kazik Staszewski, a także Stanisława Celińska, Michał Bajor czy Wiktor Zborowski.
„Opera za trzy grosze” wystawiona po raz pierwszy 31 sierpnia 1928 roku w berlińskim Theater am Schiffbauerdamm ukazuje przestępczy charakter świata kapitalistycznego, demitologizuje słowa, którymi zwykło się opisywać pomoc. Córka biznesmena, który pod pozorem miłosierdzia zarabia pieniądze na żebrakach, wychodzi za mąż za przestępcę, słynnego Mackie Majchra. To właśnie o nim jest ta najbardziej rozpoznawalna piosenka z „Opery za trzy grosze”. Opowiada ona jak cnotę od występku dzieli czasem bardzo cienka granica.
Wielcy zbrodniarze pozostaną dla społeczeństwa na zawsze anonimowi, kryjąc swą prawdziwą naturę pod fasadą religijnej cnotliwości lub chęci pomocy. Dziś nie ma przyjaźni. Ważni tego świata troszczą się o pieniądze i czy to pod postacią kolejnych pól golfowych, budynków hotelowych w centrum miasta lub sklepów z modnymi strojami podpisanymi imieniem żony, to nic za tym nie stoi oprócz chęci zysku i braku szacunku do drugiego człowieka. Powoli zamieniamy się w widzów kolejnej edycji „Opery za trzy grosze”.
Warto pamiętać, idąc do kolejnych wyborów, że to nieposłuszni i skazani na ostracyzm przejdą do historii, bo tylko oni naprawdę potrafią wywołać gęsią skórkę. Reszta pochłonięta spożywaniem owoców swej pracy i czynieniem ziemi sobie posłusznej, rujnuje dom swoich dzieci i wnuków, ale to już inna historia.