Nigdzie nie jest idealnie i choć uwielbiam Indie, to są rzeczy, których w nich nie lubię. Dziś przedstawiam moje 5 rzeczy, których nie lubię w Indiach. Dajcie mi znać, jeśli zgadzacie się lub nie z moim wyborem, a może macie własne propozycje?
Dziś szczerzę opowiem o tym co najbardziej przeszkadza mi w Indiach. Zanim poleciałem do tego kraju przeszedłem żmudny proces wypełnienia formularza o wizę. To jest właśnie mój numer 5 na liście rzeczy, których nie lubię o Indiach.
5.
E-Visa jest na piątym miejscu mojej listy, żmudna koncepcja zalegalizowania podróży do Indii. Wypełnianie, przesuwanie ekranów, dziesiątki szczegółowych pytań to wszystko sprawia, że mam czasem wrażenie, że kraj z którego pochodzą najtęższe umysły informatyczne zatrzymał się w miejscu. Definitywnie uważam, że strona formularza wizowego e-visa pochodzi sprzed kilkunastu lat, nie jest w żadnym wypadku nowoczesna, ani szybka lub intuicyjna. Dla osób, które wcześniej nie miały kontaktu z tego typu procedurami może się ona wydać zagmatwana i zbyt szczegółowa. Zanim legalnie trafisz do Indii naprawdę trzeba się natrudzić.
4.
Naganiacze turystów są na czwartym miejscu mojej listy rzeczy, których nie lubię o Indiach. To interesujące uczucie gdy spotykasz kogoś zupełnie obcego, a ten pyta: jak masz na imię? Skąd przybywasz? Czy podoba Ci się moje miasto? Czy podobają Ci się Indie? Tu obok mój przyjaciel prowadzi sklep, są tam szale z paszminy. Czar pryska i w tym momencie już wiem, że to kolejny naganiacz, nie interesuje go wcale skąd tu się znalazłem. Czasem łapię się na tym, że przez kilka chwil daję się uwieść jego słowom: mojej rodzinie nie jest łatwo, dzięki Twemu wejściu do sklepu zarobię 5 kg ryżu, nie musisz niczego kupować. Patrzę mu wtedy w twarz i odpowiadam: dziękuję, nie jestem zainteresowany i odchodzę szybkim krokiem.
3.
Donośny głos muezina nawołującego wiernych do porannej modlitwy jest na trzecim miejscu mojej listy rzeczy, których nie lubię o Indiach. Hotele, miejsca noclegowe staram się zawsze wybierać z dala od świątyń i meczetów. Po długim dniu, wypełnionym zwiedzaniem interesujących miejsc, spacerze po ruchliwej i głośnej ulicy, aromatycznym posiłku i wykąpany w słonecznych promieniach mam ochotę tylko na jedno – wygodnie ułożyć się do snu i odpocząć. Jeżeli nie dopilnuję tego i w zapadającym zmroku niezbyt dokładnie rozejrzę się po otoczeniu hotelu to rano mam murowaną pobudkę. Wychodzę z założenia, że nie każdy ma cierpieć o poranku tylko z powodu tego, że ktoś rano musi pójść pomodlić się ze wschodem słońca.
2.
Na drugim miejscu mojej listy rzeczy, których nie lubię w Indiach, są inni turyści. 99% przybywających do tego kraju trzyma się swoich grup nie odchodząc na krok, nie spotykając z ludźmi tam mieszkającymi. Z opuszczoną głową i grymasem na ustach chowają się po klimatyzowanych pokojach hotelowych. Szybko przemykają z wentylatorkiem w ręku od ulicznego straganu do busa, którym podjechali tuż pod wystawione stoły bazaru. Zastanawiam się wtedy po jaką cholerę oni tu przyjechali? Jest tu przecież tak wiele interesujących ludzi, kolorowych miejsc, zapachów i aromatów, nieskażonej cywilizacją natury. Myślę, by lepiej poznać kraj po którym rozpoczęło się wędrówkę do ludzi trzeba się uśmiechać, rozmawiać z nimi, cieszyć się ich reakcją i przechadzać tymi sami drogami co oni.
1.
Na pierwszym miejscu mojej listy znajduje się uzależnienie. Indie wciągają, a potem do siebie przyzwyczajają i kilka chwil później nie sposób pozbyć się tego głębokiego uzależnienia. Każdy dzień przynosi nowe doznania, nie ma dwóch jednakowych potraw i dźwięków dobiegających zza okna, podróżowanie wzdłuż zatłoczonych straganów i pulsujące, wydawałoby się własnym życiem, rozedrgane w palącym słońcu ulice jest jak nałóg. Muszę to wyraźnie napisać: by dotrzeć w Indiach do wymarzonych miejsc, zobaczyć je i poczuć trzeba oddać siebie całego w innym wypadku nie warto nawet zaczynać bo będzie to ślepa uliczka.
Tak wielu z nas przechodzi przez życie, skrywając swoje marzenia ze wstydu czy obawy, że nie są one zgodne z jakimś wyidealizowanym wzorcem kraju z którego pochodzimy. Dorastamy i dajemy sobie wmówić, że Polakiem można być tylko w jeden sposób. Dajemy też sobie wmówić, że jeśli słuchamy innej muzyki niż Malinowa dziewczyna lub przebojów Zenka Martyniuka to nie ma dla nas miejsca wśród „swoich”. I wierzymy w to dopóty, dopóki pewnego dnia nie odważymy się połamać lichej skorupki tradycjonalizmu, wystąpić jeden krok przed szereg i zostawić w cholerę te kamienie w szarym, płóciennym worku zmów i szeptów. Wtedy zrywa się wiatr szaleństwa, nie można już usiedzieć w jednym miejscu, doba staje się za krótka. Jest tyle jeszcze do zrobienia. Tyle dzieje się dookoła, tyle wrażeń, tyle uczuć! Nie odwracaj się. Nie zatrzymuj się. Idź dalej. Biegnij!
Nie byłam jeszcze w Indiach, więc nie mogę się wypowiedzieć na temat tego kraju. Mogę jednak wymienić rzeczy, których nie lubi w Indiach mój hinduski mąż, co może być ciekawym spojrzeniem na temat:
1. Mentalność ludzi- patrzenie na kasty; wszechobecne zabobony; ogromna ilość tematów taboo i hańba zalewająca całą rodzinę, kiedy poruszy się jeden z nich; absurdy religii hinduistycznych, które bardzo zakorzeniły się w kulturze całego kraju.
2. Korupcja- brak miejsc pracy; kiepskie zarobki przy wysokich cenach życia, brak rozwoju kraju (pieniądze z podatków znikają w jakiejś czarnej dziurze); wszechobecne łapówki i skorumpowani politycy oraz policja.
3. Warunki atmosferyczne i życia codziennego- wszechobecny kurz, pył i piach; upały, które zabijają ludzi; smród kanalizacji; stosy śmieci; bardzo zły stan dróg i budynków.
4. Brak poszanowania człowieka- brak udogodnień i opieki nad osobami schorowanymi/kalekimi; brak pomocy dla rodzin, które muszą się taką osobą zajmować.
5. Wypędzenie Anglików- mój mąż uważa, że gdyby Indie chciały współpracować z Anglią w czasach, kiedy Anglicy tam przebywali, Indie mogłyby dziś być potężnym i silnym krajem.
Te przyszły mi do głowy jako pierwsze.
Jak widać po Twojej wypowiedzi Indie w żadnym wypadku nie są jednolite, poszczególne obszary tego wielkiego kraju bardzo różnią się od siebie. Nie mogę w tym przypadku zabrać głosu i stanąć w obronie lub przeciwko temu co napisałaś. Moja indyjska „rzeczywistość” opiera się na poznanych ludziach, zawiązanych przyjaźniach i temu wszystkiemu czego doświadczyłem na południu kraju w stanie Tamil Nadu. Przyznam szczerze, że nie widziałem gór śmieci, za to tysiące robotników pracujących przy budowie dróg i autostrad. Setki młodych osób sadzących drzewa, odbudowujących naturalne zasoby zniszczone i wykorzystane przez rabunkową gospodarkę jednego z najbardziej nacjonalistycznych krajów na świecie – Wielką Brytanię. Korzystałem ze zwykłych toalet miejskich za które kobiety nie płaciły. Rozmawiałem z ludźmi tam mieszkającymi o edukacji szkolnej gdzie uczy się dzieci od najmłodszych lat o recyklingu. Przestrzegałem prawa by nie wchodzić do Parków Narodowych z plastikowymi lub szklanymi naczyniami. W każdym ze sklepów, w których dokonałem zakupów, otrzymałem tzw. reklamówkę wykonaną z ulegającego biodegradacji materiału. Widziałem też wyschnięte koryta rzek, które zaledwie w ciągu kilku lat straciły wodę ponieważ zmienia się klimat i to MY do tego przykładamy rękę. Tak oto napisałem szybko w odpowiedzi na Twój komentarz.
Myślałam, że mamy wypisać wady 😉
A nie robimy tego? 🙂 Ja naprawdę nie lubię turystycznych naganiaczy ani tego żmudnego procesu wypełniania wniosku wizowego.