Mam coraz większe obawy, że żyjemy w alternatywnej rzeczywistości. To, co kiedyś wydawało się prawdą, dziś dla wielu jest fake newsem. To, co widać z domu za oknem, dla wielu nie ma najmniejszego znaczenia. Skoro przebojem w nasze życie wdarła się alternatywna rzeczywistość, to dzisiejszym wpisem powrócę na moment do mojej ulubionej żanry filmowej, czyli science-fiction. Uprzedzam — będą spoilery.
Na Netflix obejrzałem film The Electric State, którego akcja rozgrywa się w alternatywnych latach ‘90 w Stanach Zjednoczonych. I tymi słowami mógłbym momentalnie przenieść nas do marca 2025 roku, ale zanim tam was wszystkich zabiorę, przypomnę o jednym z moich wcześniejszych wpisów, zatytułowanym „Dzieciak w piwnicy” (transcendentphoto.com). Napisałem w nim o najważniejszym opowiadaniu Ursuli K. Le Guin zatytułowanym Ci, którzy odchodzą z Omelas.

Omelas to utopijne miasto, które skrywa mroczny sekret: szczęście jego mieszkańców zależy od cierpienia jednego dziecka, zamkniętego w ciemnej piwnicy. Mieszkańcy są świadomi tej ofiary, lecz akceptują ją jako niezbędną dla ich dobrobytu. Niektórzy jednak nie potrafią znieść tej niesprawiedliwości i decydują się opuścić Omelas, wybierając nieznane, rezygnując z życia opartego na cudzym cierpieniu.
Dziecko w piwnicy i dziecko w maszynie
I teraz pora na Netflix, bowiem podobny dylemat pojawia się w filmie The Electric State braci Russo. Główna bohaterka, Michelle (grana przez „moją” Millie Bobby Brown), wyrusza na poszukiwanie swego brata Christophera, który – jak się okazuje – jest więźniem systemu. Jego umysł został wprzęgnięty w technologię kontrolowaną przez korporację Sentre, która wykorzystuje go do utrzymania swojej władzy nad społeczeństwem. Jego cierpienie stało się niezbędnym elementem tej dystopijnej rzeczywistości – tak jak dziecko w piwnicy Omelas. Michelle staje przed trudnym wyborem: czy poświęcić brata, by przerwać ten stan rzeczy i uwolnić ludzkość?
W filmie pojawia się również postać pułkownika Bradbury’ego, który w pewnym momencie przeżywa objawienie i wypowiada kluczowe zdanie: “There’s something less human than a robot.” – „Jest coś mniej ludzkiego niż robot.” To zdanie trafnie opisuje nie tylko świat filmu, ale i naszą rzeczywistość. Prawdziwe zagrożenie nie pochodzi od maszyn, lecz od ludzi, którzy utracili empatię i moralność. W Omelas nikt nie kwestionuje systemu, bo tak jest łatwiej. W The Electric State społeczeństwo przyjmuje technologiczną dystopię, nawet jeśli oznacza to cierpienie jednostki. W świecie rzeczywistym coraz częściej widzimy, jak systemy polityczne i korporacyjne traktują ludzi jak zasoby, pozbawione godności i wolnej woli.

Bhutan: Świat poza maszyną
A może istnieje miejsce, które odrzuca logikę Omelas i Sentre? Miejsce, które nie potrzebuje ofiary, by funkcjonować? Bhutan, maleńkie królestwo w Himalajach, od dawna stanowi żywy dowód na to, że można budować społeczeństwo na innych zasadach. Tutaj zamiast PKB mierzy się Szczęście Narodowe Brutto, a duchowość jest równie ważna co ekonomia. Spokój i harmonia nie są dodatkiem do życia – one są życiem.
Jednak w świecie, gdzie chaos jest normą, taka filozofia staje się… podejrzana. Bhutan właśnie trafił na amerykańską „Czerwoną Listę” krajów objętych całkowitym zakazem podróży. Dlaczego? Oficjalnie – powody biurokratyczne. Nieoficjalnie – może to strach przed krajem, który nie daje się podporządkować globalnej narracji?

Bhutan znalazł się dziś na rozdrożu, a ta sytuacja przypomina mi nieco historię Arjuny, który przed bitwą musiał podjąć decyzję, jak pogodzić własne wartości z koniecznością działania. Bhutan musi odnaleźć delikatną równowagę pomiędzy zachowaniem swojej pięknej tradycji a otwarciem się na współczesny świat. Bo jeśli tego nie zrobi, może stracić nie tylko młodych ludzi, którzy pragną zmian i rozwoju, ale również własną tożsamość i przyszłość jako naród.
Idealizowanie jakiegokolwiek kraju, niezależnie od powodów, jest pułapką. Bhutan często postrzegany jest jako niemal idealny, ale rzeczywistość jest znacznie bardziej skomplikowana. Bhutan stoi przed realnym wyzwaniem emigracji młodych ludzi szukających lepszych perspektyw, co jest poważnym problemem przy tak małej populacji. Kluczem do rozwiązania tej kwestii jest balans.
Byłem w Bhutanie, widziałem ten kraj na własne oczy i rozmawiałem z jego mieszkańcami. Nie poznałem go w pełni, ale zauważyłem, że życie tam pełne jest kontrastów. Wielu mieszkańców zmaga się z biedą i smutkiem, ale są też tacy, którzy doceniają zmiany, jakie zaszły od 1972 roku. Jestem przekonany, że umieszczenie tego kraju na „czerwonej liście” nie jest najlepszym rozwiązaniem i nie pomoże mieszkańcom w przyszłości.
Czy możemy wyjść z Omelas?
Zarówno Le Guin, jak i bracia Russo każą nam zadać sobie to samo pytanie: czy nasze szczęście nie jest budowane na cudzej krzywdzie? Czy potrafimy spojrzeć na świat krytycznie i podjąć decyzję o sprzeciwie, nawet jeśli oznacza to wkroczenie w nieznane?
Bhutan zdaje się pokazywać, że można żyć inaczej, ale świat niekoniecznie chce słuchać. Omelas funkcjonuje, bo jego mieszkańcy nie chcą widzieć dziecka w piwnicy. Sentre działa, bo ludzie nauczyli się ignorować Christophera zamkniętego w maszynie. A my? Czy wciąż mamy w sobie odwagę, by spojrzeć na rzeczywistość i zapytać, kto naprawdę płaci za nasz spokój?
Wybór, jak zawsze, należy do nas.
