Po pierwszych burzliwych dniach tego roku, które nadspodziewanie szybko przeminęły, powracam na spokojne wody tym jedynym, marcowym wpisem. W końcu po burzy zawsze wschodzi słońce. Wiem, że to już nic nie zmieni, ale chcę spróbować, zawsze tak łatwo przychodziło mi kuszenie losu, chociaż on tego nie lubi.
Nie sądzę by ktokolwiek, składając najbliższym i przyjaciołom życzenia w sylwestrową noc 2019 roku przewidywał, co przyniesie nadchodzący rok. Tego nie wiedział nikt, może kilku ludzi na świecie przewidywało, co ma prawo się wydarzyć, gdy tak wielu myśli, że wygoda mieszkania w dużych, pięknych miastach tak po prostu nam się należy, że ziemia została nam oddana we władanie. Niewielu decyduje się, by odejść, nie akceptować tego co dla tak wielu wybrzmiewa słowami: bo nam się należy.
Będzie nieco inaczej niż zazwyczaj, a co najważniejsze, powracam do literatury. Może znacie historię opowiedzianą przez Ursule Le Guin, a zatytułowaną „The Ones Who Walk Away from Omelas” (Ci, którzy odchodzą z Omelas)? To opowiadanie zostało napisane w roku 1974, a jego autorka została za nie wyróżniona nagrodą Hugo w kategorii short-story. Jeśli ten tytuł jest dla Was nowy, to zapraszam do dalszej części wpisu.
Autorka opisuje w tym opowiadaniu, jeden z najpiękniejszych letnich festiwali. Jest tam takie słodkie i spokojne miasteczko, z pięknymi parkami, a do tego wszystkiego odbywają się w nich koncerty z jeszcze piękniejszą muzyką. Dookoła mnóstwo miejsc do zabawy dla dzieci i dorosłych, a wokół uśmiechnięte, szczęśliwe twarze mieszkańców tego miasta.
Ludzie, żyjący w tym mieście, są naprawdę szczęśliwi. Szczęśliwie doceniają, cieszący ich oczy widok, pięknie zaprojektowanych budynków użyteczności publicznej, wspaniale zadbanych i wyposażonych placów zabaw, odbywających się tu sezonowych ryneczków rolniczych, a nawet widok wąskich chodników dla pieszych wyłożonych równiutko czerwoną kostką wzbudza w nich niepohamowany zachwyt.
Le Guin zabiera do tego miejsca nas, czytelników, w dniu gdy odbywa się tam jakiś festiwal, to kolejny jego dzień, a takich jak ten i podobnych wydarzeń jest tam mnóstwo! Ciepły i słoneczny dzień, w którym można napić się pysznego, schłodzonego piwa i obejrzeć wyścigi konne. Tuż przy wejściu na hipodrom, stara kobieta, mała i gruba śmiejąc się głośno, rozdaje z trzymanego w rękach kosza kolorowe, pachnące kwiaty, a przystojni i wysocy mężczyźni noszą je potem we włosach. Nieco dalej, na skraju tego uśmiechniętego tłumu, samotnie, grając na drewnianym flecie siedzi spokojnie dziewięcio- może dziesięcioletnie dziecko.
Czytelnik ma tylko jedno skojarzenie, jest to idylliczne, piękne i do tego niesamowicie magiczne miejsce!
I wtedy Le Guin opisuje jeszcze jedną, niespotykaną cechę miasta Omelas. W piwnicy jednego z budynków znajduje się małe pomieszczenie wielkości zaledwie szafy na miotły z zablokowanymi drzwiami i bez okien. W tym pokoju zamknięte jest małe dziecko. Wygląda może na około 6 lat, ale w rzeczywistości dziecko ma prawie 10 lat. Być może urodziło się upośledzone, a może stało się takie z powodu strachu, niedożywienia i zaniedbania? Na to pytanie nie poznamy odpowiedzi.
Niekiedy, od czasu do czasu drzwi tego pomieszczenia otwierają się i wówczas mieszkańcy miasta zaglądają do środka. Kiedyś dziecko krzyczało: „Proszę, wypuście mnie. Będę dobry!” Ale ludzie nigdy mu nie odpowiadali, teraz dziecko już tylko jęczy. Jest bardzo wychudzone, brudne i zaniedbane. Żyje jedynie, dzięki podawanej mu od czasu do czasu, niecałej misce mąki kukurydzianej, wciąż siedzi we własnych odchodach.
„Wszyscy wiedzą, że tam jest, wszyscy mieszkańcy Omelas” – tak pisze Le Guin. „Niektórzy z nich przyszli to zobaczyć; inni są zadowoleni, tylko wiedząc, że tam jest. Wszyscy wiedzą, że musi tam być. Niektórzy z nich domyślają się dlaczego, a niektórzy nie, ale wszyscy rozumieją, że ich szczęście, piękno ich miasta, czułość ich przyjaźni, zdrowie ich dzieci… zależą całkowicie od ohydnej nędzy tego dziecka”.
Wszystko wskazuje na to, że w Omelas trwa taka społeczna umowa. Jedno dziecko cierpi okrutnie, aby reszta mogła być szczęśliwa. Gdyby tylko dziecko zostało wypuszczone lub pocieszone, miasto Omelas przestałoby istnieć, przepadłoby na zawsze jego piękno i beztroska szczęśliwość jego mieszkańców. Gdy drzwi się uchylają, a ciekawskie oczy wędrują od brudnej podłogi na ściany i znowu na dziecko, większość ludzi czuje się z tym okropnie, a niektórzy rodzice przyciskają do siebie mocniej swoje pociechy, lecz potem wszyscy wracają do swego szczęścia.
Niektórzy z mieszkańców idą zobaczyć dziecko zamknięte w piwnicy, a potem odchodzą. Nie chcą być częścią tej społecznej umowy. „Opuszczają Omelas; idą naprzód w ciemność i nigdy nie powracają”.
Parę słów na zakończenie:
To opowiadanie, odczytane być może na wiele sposobów. Według jednego z nich jest to przypowieść o wyzysku. Zgodnie z tym odczytaniem wielu z nas żyje w społeczeństwach, których dobrobyt oparty jest na dziecku znajdującym się daleko w piwnicy. Kiedy kupujemy najnowszy telefon komórkowy lub kawałek taniej odzieży, w piwnicy jest wyzyskiwany pracownik, jest nim dziecko. Tolerujemy wyzysk, wmawiając sobie nawzajem, że nędza tanich robotników konieczna jest dla ogólnego dobrobytu, może tak nie jest? W innym odczytaniu ta historia może być wyzwaniem dla współczesnego sposobu myślenia, tak dziś popularnego po obu stronach oceanu.
W teorii większość z nas wyznaje zbiór wartości opartych na idei, że człowiek jest celem, a nie środkiem. Nie można w uzasadniony sposób używać człowieka jako przedmiotu. Niewola jest rzeczą złą, nawet jeśli to niewolnictwo może przynieść dużo dobra. Zabijanie człowieka dla jego organów jest czymś złym, nawet jeśli można by uratować wiele istnień ludzkich. A jednak tak naprawdę nie żyjemy zgodnie z tym moralnym imperatywem. Życie jest pełne tragicznych kompromisów. W wielu różnych miejscach cierpienie nielicznych jest usprawiedliwione przez tych, którzy próbują dostarczyć jak największe dobro jak największej liczbie potrzebujących.
Opowiadana historia zmusza czytelników do zadania tego jednego pytania, czy są skłonni żyć zgodnie z tymi umowami? Bowiem niektórym nie sposób jest z tym się pogodzić. Odchodzą od „dobrobytu”, podejmują radykalne zobowiązania. Wolą raczej dążyć do wewnętrznej czystości.
Reszta z nas, żyje na przyjacielskiej stopie z kompromisami, tak jest łatwiej. Historia na każdym kroku przypomina nam o wewnętrznym odrętwieniu, otwiera nasze oczy i pozwala przez moment ujrzeć to, co naprawdę dzieje się przed nami. Ludzie, którzy pozostali w Omelas, nie są źli, im po prostu jest łatwiej żyć w nędzy, na której polegają. To są tragiczne kompromisy wbudowane w nasze życie. To właśnie jest ten tytułowy dzieciak w piwnicy.
Już go zobaczyłem, nie mam w sobie więcej strachu, odchodzę.
Na naszych oczach rozwiewa się jak dym paradygmat cywilizacyjny, który nas kształtował przez ostatnie dwieście lat: że jesteśmy panami stworzenia, możemy wszystko i świat należy do nas. Nadchodzą nowe czasy.
Olga Tokarczuk, „Okno”
Poruszyło mnie przytoczone przez Ciebie opowiadanie i Twoje refleksje na jego temat
To jest dla mnie dowód na to, że Wszechświat pomaga nam w drodze rozwoju. Oczywiście jeżeli taką podejmujemy. Dziękuję
Ten tekst popełniłem ponad dwa lata temu, pora zadać pytanie: czy coś się zmieniło? Napisałaś „Wszechświat pomaga nam w drodze rozwoju.” Nie sprecyzowałaś jakiego rozwoju? Pozostać czy może odejść? Obawiam się, że pozostaje coraz więcej osób, coraz więcej ludzi praktykuje skupianie się jedynie na rzeczach, które zawsze kończą się źle i w ten sposób otrzymują jeszcze więcej dowodów na to, że to właśnie oni mają rację. Gdy na swojej drodze napotykają coś, co w swoim znaczeniu może być neutralne, a nawet dobre, to wówczas, nawet tego nie dostrzegają. Niewielu odchodzi z miasta Omelas.
Przytoczone przeze mnie opowiadanie jest niezwykle skomplikowanym i poruszającym tekstem, który stawia przed nami głębokie pytania dotyczące natury człowieczeństwa, moralności i etyki. Przez swoje przemyślane połączenie fikcji i filozofii, zapewnia czytelnikom pole do refleksji nad tym, jak daleko jesteśmy gotowi się posunąć w pogoni za szczęściem i jakie są konsekwencje moralne naszych wyborów. Opatrzyłem mój tekst fotografiami z Chicago, które tak świetnie obrazują nas samych. Kto inny jak nie my emigranci, poza granicami, możemy o tym rozmawiać? To jest zaproszenie do rozmowy o naszych wartościach i przekonaniach.
Dziękuję.
Wszystko to mądre co piszesz, ale nie dajesz żadnych odpowiedzi, za to stawiasz kolejne pytania i zostawiasz z tym czytelnika. Moja odpowiedź: ostatnie wydarzenia w Polsce wskazują, że nie powinniśmy się godzić na krzywdę dziecka.
Prowokuję? Tak, staram się postawić jak najwięcej pytań, drążyć temat i czasem, mam takie wrażenie, o którym mówią mi znajomi, że nie pozwalam dojść do głosu – przepraszam. Zadawanie pytań jest fundamentalnym elementem rozwoju intelektualnego, poszerzania wiedzy i poszukiwania prawdy.
Moja odpowiedź: Nie można zaakceptować ani usprawiedliwiać krzywdy dziecka. Każde dziecko, jako istota ludzka, zasługuje na szacunek, troskę i ochronę swoich podstawowych praw. Nie ma żadnej moralnej ani etycznej podstawy, która mogłaby uzasadniać jakąkolwiek formę krzywdzenia dziecka. Bez względu na okoliczności czy hipotetyczne korzyści dla innych, nie ma żadnego prawa ani racjonalnego argumentu, który pozwoliłby na zgadzanie się na cierpienie lub krzywdę dziecka. Powinniśmy dążyć do budowy świata, w którym prawa i dobrostan dzieci są priorytetem, bez względu na religie, politykę lub jakiekolwiek inne argumenty.
Dawne i współczesne wydarzenia związane z dziećmi w Kanadzie, Polsce, Ukrainie – świadczą, że niewielu potrafi wyjść z Omelas.