Wschód jest niewyobrażalnym przeobrażeniem nieznanego w coś co pozostaje tajemnicą, choć w tej formie jest łatwiejsze do zrozumienia, to nadal pozostaje zachwyceniem. Wschód to nie tylko geograficzne położenie na mapie. Wschód postrzegany nie poprzez pryzmat pory dnia, daje szansę na otwarcie umysłu na nowe, niepowtarzalne i nieznane, może nawet pewne zauroczenie. Tego poranka Tiger's Nest w Bhutanie wyglądał przepięknie.
Słońce wzeszło równie szybko jak zaszło poprzedniego. W ciągu jednej sekundy świetlnego przebudzenia przyniosło ze sobą ciepło i sporą porcję ciepłej herbaty z prostym i pożywnym wegetariańskim śniadaniem. Po głęboko przespanej nocy, podczas której niemal jak kochankę w objęciach trzymałem chłodny już nad ranem termofor, ciało wciąż jeszcze się budziło, powoli adoptowało do wysokości.
W ciepłych, niemal pomarańczowych kolorach, gdy promienie słońca rozświetlały małą, skromną strukturę osadzoną wysoko na skale tuż obok namiotowego pola, budził się dzień. Tym miejscem była klasztorna pustelnia, a powyżej niej powiewały już tylko białe modlitewne flagi, których zadaniem było przyniesienie szczęścia i oczyszczenie z negatywnej karmy.
Obserwowałem zwierzęta i cud przebudzenia Natury dookoła mnie, czerpałem z tego wielką radość.
Gdyby było możliwe skonstruować odpowiednie pojemniki i w nich przechowywać te ułamki dobroci serca,
to moje uczucia tego poranka na pewno by się w nich znalazły.
Moje wspomnienia z Bumdry zawierają w sobie tę radość poranka do dziś.
Tamtego dnia, zaraz po śniadaniu, musiałem uważać by utrzymać się na nogach, szybko schodząc, a momentami zbiegając w dół, po leśnej dróżce o tej porze wilgotnej i nieco oszronionej. Krótkie, niemal koleżeńskie odwiedziny, jeśli wypada tak nazywać, trzech małych buddyjskich świątyń po drodze i dłuższy postój połączony z medytacją w jednej z nich.
Wyruszyliśmy drogą północną, prosto ze szczytu Bumdra, drogą nazywaną tu Hundred Thousand Fairies (sto tysięcy wróżek) i nie ma w tym niczego zaskakującego. Kręta ścieżka prowadzi w dół ostro i stromo, nieco po wykutych w skale progach, a nieco później po stalowych schodkach przypominających drabiny, przez które dokładnie widać to co pod stopami by z każdą minutą odczuwać więcej słonecznego ciepła i być bliżej celu wędrówki, klasztoru Taktsang Palphug.
Gdy podczas wędrówki, po raz pierwszy ujrzałem Tiger’s Nest, zdałem sobie sprawę, jak wyjątkowe jest to miejsce. Wówczas wszystko po drodze od małych kapliczek, stup, flag i młynków modlitewnych, po każdym kroku przemawiało do mnie innym językiem. Przyczyniła się pewnie do tego także pora dnia. Wczesny, zimny poranek czynił tę krainę mglistą, dodawał jej niesamowitego, magicznego wrażenia.
Klasztor Taktsang Palphug, Paro Takstang znany lepiej jako Tiger’s Nest, jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych miejsc Bhutanu. Turyści korzystający z możliwie najtańszych i najkrótszych wycieczek po Bhutanie znajdują czas, aby tu się dostać. Dlaczego? Ponieważ to miejsce, najprościej mówiąc, jest niezwykłe!
Klasztor to zaledwie kilka budynków zbudowanych obok siebie na wysokości 3120 metrów, niepewnie zawieszonych na klifie około 900 metrów nad doliną Paro. Dlatego tak oszałamia swoim pięknem i lokalizacją! To nieprawdopodobne, jak ta stara budowla umieszczona jest na skale! Czytelniku, jeśli uważasz, że jest to miejsce do którego w przyszłości chciałbyś dotrzeć to pamiętaj, że musisz dobrze zasznurować buty!
Nasz marsz ku nieskończoności jest długą podróżą,
której nie można zakończyć w ciągu kilku godzin, kilku dni lub kilku lat.
Chociaż widzimy, jak wielu wokół nas odpada lub wycofuje się, musimy iść naprzód.
Swami B.R. Sridhar
Zaraz po zejściu ze szlaku Bumdra, musiałem pokonać drogę prawie 700 kamiennych stopni w dół, a następnie ponad dwustu stopni w górę. Te schody stały się malutką częścią podróży. Wracając z klasztoru Tiger’s Nest, tym razem miałem do pokonania ponad 200 kamiennych stopni w dół i raz jeszcze 700 kolejnych tym razem prowadzących do góry. Te stopnie stanowiły niewielką część mistycznej odysei, którą udało mi się pokonać. Uważam, że Tygrysie Gniazdo lub inaczej nazywane Paro Taktsang należy uznać za jeden z cudów świata. To jedno z najpiękniejszych i najbardziej magicznych miejsc na Ziemi! Miejsce, którego w żaden sposób nie da się porównać do niczego podobnego. To miejsce jest jedyne i niepowtarzalne.
Tiger’s Nest jest uświęconym miejscem buddyzmu. Klasztor został wybudowany w 1692 roku, wokół jaskini w której Guru Padmasambhava medytował przez trzy lata, trzy miesiące, trzy tygodnie, trzy dni i trzy godziny w VIII wieku. Dziś temu wydarzeniu przypisuje się miano historycznego aktu wprowadzenia buddyzmu do Bhutanu, a Guru Padmasambhava stał się bóstwem opiekuńczym tego kraju.
Wśród kilku legend opisujących historię tego miejsca jest i taka, która opowiada jak to była żona cesarza, znana jako Yeshe Tsogyal, chętnie zgodziła się zostać uczennicą Guru Rinpocze (Padmasambahva) w Tybecie. Później zamieniła się w tygrysicę i przeniosła Guru na plecach z Tybetu do obecnej lokalizacji Taktsang w Bhutanie.
W jednej z jaskiń Guru medytował i objawił się w ośmiu wcielonych formach (manifestacjach) i stąd miejsce to stało się święte, a później nazwane Tiger’s Nest. Guru pochodził z królestwa Oddijana, które znajdowało się na terenie obecnego Pakistanu.
Obecnie klasztor składa się z czterech świątyń z pomieszczeniami mieszkalnymi dla mnichów i pomimo codziennych wizyt turystów z całego świata, pożaru w 1998, Paro Takstang do dziś funkcjonuje jako klasztor. Turyści mogą wejść do Tiger’s Nest i wspiąć się na jej kilka poziomów, na których znajdują się trzy spektakularne świątynie. Oczywiście przed wejściem należy zdjąć buty, a plecak i sprzęt fotograficzny pozostawić na dole, a wszystko to po to by oddać szacunek temu urokliwemu cudowi świata.
Jakiekolwiek opowieści, wspomnienia i filmy nie oddadzą tego uczucia, które towarzyszyło mi podczas zwiedzania klasztoru. Cudowne zmęczenie z poprzedniego dnia wspinaczki, chłodna noc w namiocie i poranne zejście drogą tysiąca wróżek sprawiły, że słowa – to trzeba przeżyć i zobaczyć samemu, przynajmniej raz w życiu – wówczas dotarły do mnie ze zdwojoną siłą!
Zejście z Bumdra połączone z wizytą w Tiger’s Nest, posiłek w restauracji gdzieś po drodze, a wciąż jeszcze na wysokości, a potem parking z małym ryneczkiem pełnym straganów i kijków trekingowych, zakończyło i tak już długi dzień. Jego prawdziwy finał nastąpił jednak dopiero w hotelu, który opuściłem dwa dni wcześniej.
Przy ognisku, po pysznej kolacji, poznałem wiele interesujących historii dotyczących tradycyjnego stroju mieszkańców Bhutanu, obyczajów, a także zatańczyłem i zaśpiewałem wraz z nowymi przyjaciółmi! Kolejny dzień kończył wizytę w Bhutanie wylotem z jedynego tak odmiennego od innych lotniska na świecie. Przede mną powrót do Nepalu, lecz czy ta opowieść naprawdę dobiega końca? Cz pozostanie ze mną wspomnienie Tiger’s Nest? O tym za tydzień.
[…] z blogu: https://www.transcendentphoto.com/ameryka/tigers-nest-w-bhutanie/), warto tu […]