Wypoczęty, a co najważniejsze, po pierwszej eskapadzie, nauczony jak zachowywać się wśród takiej liczby ludzi, odważniejszy i uzbrojony w doświadczenia z nocnego wypadu wyruszyłem w głąb Thamel.
Thamel to tętniąca życiem komercyjna dzielnica stolicy Nepalu. To centrum branży turystycznej, od ponad czterech dekad bijące serce celu wszystkich podróży, poczynając od czasów hipisowskich gdy wielu artystów przybywało do Nepalu by właśnie tu spędzić kilka tygodni. Do dziś Thamel pozostał najpopularniejszym miejscem turystycznym w dolinie Kathmandu.
Thamel to także główna strefa życia nocnego miasta. Z daleka słychać tu muzykę głośno graną na żywo w nieskończonej liczbie barów i restauracji gdzie serwowane są dania kuchni nepalskiej lub międzynarodowej.
Thamel znany jest z wąskich uliczek wypełnionych niepoliczalną liczbą przyklejonych do siebie sklepików gdzie sprzedawane są rękodzieła z metalu, drewna i świeże warzywa, owoce, ciasta i sprzęt trekkingowy, płyty z muzyką i płyty DVD, pamiątki, wyroby wełniane i ubrania.
Tu usytuowane są też niedrogie hotele i biura podróży, puby i kluby. Tymi samymi wąskimi uliczkami, wraz z tłumem odwiedzających, przejeżdżają samochody, rowerki, dwukołowe riksze i w pełnym rynsztunku maszerują po zęby uzbrojeni nepalscy żołnierze. By uniknąć rozgardiaszu i chaosu w tłumie i ruchu ulicznym, ostatnio wiele z tych wąskich uliczek zostało ogłoszonymi strefami wolnymi od pojazdów.
Jedną z takich wąskich uliczek, ponownie docieram do Durbar Square, miejsca gdzie strażnicy pobierają myto, niczym Cerber, gdy nadchodzi czas by przeprawić się na drugą stronę. Wysoki, biały i z dużym aparatem nie pozostanę tu długo niezauważony, cofam się nieco.
Obok dostrzegam tłum i poranne zamieszanie. Tu wybudowano małą świątynię Shivy, a teraz wierni zanim rozpoczną dzień przychodzą złożyć ofiarę i prosić o zdrowie i sukces. Z zawieszonych gdzieś u góry megafonów, głośno wybrzmiewają słowa mantry „Om Namah Shivaya” jednej z najpopularniejszych mantr hinduskich i najważniejszej mantry Śiwaizmu.
Za strażnikami, po stronie Durbar Square, dostrzegam wyznawców Krishny. Liczna grupa rozstawiła tam swoje stragany z książkami, plakatami, a na ścianie rozwieszono kolorowe plakaty i wielkie, ręcznie tkane obrazy przedstawiające Krishnę z fletem lub otoczonego pasterkami. Ludzie bawili się tam, grali na instrumentach, modlili, śpiewali i tańczyli rozpoczynając w ten sposób nowy dla nich dzień.
Każdy z nas ma przyzwyczajenia, których na próżno stara się pozbyć lub zmienić. Każdy ma pragnienia bez wypełnienia których trudno jest przejść przez życie bez cierpienia. Tym, którym udało się zapanować nad swoim umysłem wydaje się on ich największym przyjacielem, pozostali tkwią w piekle swego największego wroga – umysłu.
Czym jest potrzeba posiadania Boga, wewnętrznego continuum natury wokół, zachwytu nad jej potęgą, czasu i przemijania? Kto z zimną krwią okiełzna Boga zdobędzie władzę absolutną i nieme poważanie tych, którym się nie udało i teraz pozostaje im zwykły rytuał dnia, prośba o zdrowie, życie lub kolejny dzień.
Wszystko zamyka się w naszych pragnieniach i przyzwyczajeniach, które towarzyszą nam od początku narodzin życia na Ziemi.