Nie łatwo powrócić do rozpoczętych tematów, dokończyć je i pozostać spełnionym. Szczególnie gdy to co przemija dotyka i otwiera nowe poziomy poznania. Trudno pisać obiektywnie, gdy sam temat subiektywnie dotyka odbicia świata. Trudno wyrzucić z pamięci megalomanów, mistrzów słownych ripost i ich tłustych elaboratów, tych pseudonaukowych esejów o sztuce.
Nie potrafię przypomnieć sobie kiedy świadomie zetknąłem się z twórczością Juliana Tuwima i nie to jest najważniejsze. Do dziś za to pamiętam otwarte buzie koleżanek i kolegów ze szkolnej ławy, gdy w szkole średniej na jednej z lekcji języka polskiego, stojąc pod tablicą, deklamowałem „Chrystusa miasta”. Teraz role się odmieniły. To właśnie mi, przysłowiowa szczęka opadła, gdy po wielu nieprzyjemnych przygodach dotarłem z aparatem na wznowione przedstawienia „Balu w operze” Teatru Naszego w Chicago w reżyserii Andrzeja Krukowskiego.
Uważna obserwacja tego, co działo się w tamtym okresie, spowodowały u Tuwima istny wybuch wściekłości. Jego bezsilność, świadomość jak niewiele może uczynić, zaowocowało poetyckim arcydziełem, dotykającym sedna prawdy o sanacji oraz budzącym się potworze – nacjonalizmie. „Bal w operze”, bo o nim mowa, został napisany w roku 1936, a pierwsze jego nieokrojone wydanie, światło dzienne ujrzało 46 lat później, w 1982. Tematyka „Balu w operze” jest zawsze aktualna i to sprawia, że widz podczas przedstawienia nie nudzi się, raz po raz odnajdując delikatne nawiązania do wydarzeń opisywanych na pierwszych stronach gazet, zarówno z jednej jak i drugiej strony oceanu.
Dziś, 83 letni poemat katastroficzny, nie stracił na wartości. We wrzącym prawicową nienawiścią polonijnym Chicago, trudno mi było wyobrazić, jak reżyser zechciał przedstawić orgię z części III poematu oraz wszechogarniający konsumpcjonizm z części IV? Jak aktorzy będą odgrywać rolę szpicli i donosicieli z części V? To wymagało od aktorów nie tylko świetnej znajomości tekstu, zrozumienia językowych smaczków ale także dużej odwagi i tej ostatniej im nie zabrakło. Aktorki wypadły znakomicie. To co miało zostać zaakcentowane, zostało, a to co zasłonięte, takim pozostało.
Obawiałem się nieco reakcji publiczności. Tego co przystoi aktorom, a co nie, co jest kosher podczas przedstawienia, a co nie jest. Choć z drugiej strony Temu, kogo tutejsi polonusi masowo popierają, nie zaszkodziło ujawnienie nagrania, podczas którego chwali się swoimi erotycznymi podbojami i łapaniem kobiet za intymne części ciała. Nie zaszkodziło nawet przekupstwo kobiety, z którą uprawiał seks w kilka tygodni po tym, jak jego żona urodziła mu syna. Nie mogły więc sceny orgii zaszkodzić aktorom. Skąd więc moje obawy?
Krukowski na rozpoczęcie, schorowaną staruszkę w inwalidzkim wózku, wprowadza jako niemego obserwatora tego co zaraz się wydarzy. Naród na inwalidzkim wózku? Naród żyjący wspomnieniami swojej wielkości? Czemu nie! To wszystko na początku przedstawienia prowadzi do artystycznego ekstremum, oczom publiczności ukazuje się obraz wielkiego Leonarda „Ostatnia wieczerza”. Z plugawym Archikratorem, władcą absolutnym w roli głównej, to on wydaje bal, to on jest tu najważniejszy, jedyny i niezastąpiony.
Tuwim był świetnym obserwatorem. Dziś nie jest tajemnicą, że wielki i obrzydliwy archikrator, organizator balu, symbolizuje któregoś z ówczesnych dyktatorów, człowieka utkanego z faszyzujących poglądów, któremu nic i nikt nie jest w stanie zaszkodzić. Podobnie jak w USA prezydentowi nie zaszkodziło udzielenie poparcia neonazistom, których akcja w mieście Charlottesville przeciw antyrasistowskiemu wiecowi, doprowadzila do śmierci jednej z demonstrantek. To niczym nieokiełznana siła, biała siła, nienawiść w czystej formie.
Archikrator przedstawiony przez Andrzeja Krukowskiego jest biały. Boli jego przebiegłość i zachłanność, sprośność i sztuka popychania innych do wykonania brudnej roboty, wciąż w białych rękawiczkach. Pojawiają się Stalin i Hitler, następują rozstrzelania, indoktrynacja i pociągi śmierci. Odwieczny zodiakalny porządek został zakłócony. Władzę przejęły małpy.
Tuwim kilkoma trafnymi słowami potrafił nakreślić przedwojenną Polskę na wpół miejską, na wpół wiejską. Krukowski kilkoma trafnymi gestami potrafił naszkicować współczesnego polityka, który sprawia, że brat staje przeciw bratu, że po kościele przy rosole, przy rodzinnym stole, ludzie skaczą sobie do oczu, taka polonijna groteska.
Polonijne objawienie, 83 lata później, podobnie jak oryginał nie odpowiada na stawiane pytania dotyczące naszej polskiej kondycji, nie daje żadnej recepty lub podpowiedzi. Tylko widz uważny, wsłuchany w słowa Tuwima, uważnie obserwujący scenę i aktorów na niej, potrafi wyłuskać to co dotyczy naszej polonijnej rzeczywistości, polskości wysianej pod szklanym, laboratoryjnym kloszem, tego wyjątkowego rozumienia wydarzeń obserwowanych z emigracyjnej perspektywy. Zbliża się kulminacyjny moment, wspólne zdjęcie, jeden błysk, zabawa wciąż trwa w najlepsze… znikną wszyscy.
I gdy w strop szampitrem strzelił
Metaliczny tusz kąpieli,
Ani się nie obejrzeli,
Ani zdążył z żyrandziaka
Mrugnąć tajniak na tajniaka –
Jak błyskawicowym zdjęciem,
Foto-ciosem, blasku cięciem
Wszystkich wszyscy diabli wzięli
diabli wzięli
diabli wzięli
Aż ze śmiechu małpy spadły
Z zodiakalnej karuzeli.
Kluczem niezbędnym do prawidłowego odczytania Tuwimowskiego „Balu w operze” jest według mnie inny wiersz poety. To ten opublikowany w 1926 roku na łamach dziennika „Robotnik” zatytułowany „Do prostego człowieka”. Niezwykle komunikatywny w swojej warstwie tekstowej, niejednokrotnie służył polskim artystom do zaakcentowania ich postawy wobec dobra i zła, wojny i pokoju, miłości i nienawiści. Na wskroś pacyfistyczny utwór przedstawia Tuwima w bukiecie różnym niż ten, który młodzi ludzie wynoszą ze szkoły, zapachu „Kwiatów Polskich”. Idąc tym tropem łatwiej zrozumieć jego sprzeciw wobec rodzącego się faszyzmu. Łatwiej zrozumieć co nim kierowało i skłoniło do napisania pamfletu na rodzącą się, zdecentralizowaną idee zarządzania społeczeństwem, idee kapitalizmu.
Nie byłoby tego wpisu, ani moich pospektaklowych emocji bez ciężkiej pracy aktorów. Godziny przygotowań zaowocowały spektaklem wartym obejrzenia, zastanowienia się. Dziękuję Wam: Agnieszka Lubowicki, Agata Paleczny, Maryla Pawlina, Magdalena Miśkowiec, Sara Krukowska, Aldona Olchowska, Elżbieta Kasińska, Marzena Liskowicz, Małgorzata Stopka, Lilianna Totten, Andrzej Krukowski, Iwona Szewczyk, Katarzyna Żytkiewicz, Agnieszka Sarrafian, Edyta Łuckoś, Patrycja Tyszka, Marek Łuckoś. Czy można to przedstawienie odczytać w inny sposób niż to uczyniłem? Naturalnie, wystarczy zakupić bilet i przeżyć to samemu!
[…] ———– Zapraszam do przypomnienia sobie słów, które skreśliłem tuż po spektaklu „Bal w operze” Teatru Naszego – Trudno nie wierzyć w nic, czyli polonijna Apokalipsa według Krukowskiego […]