Taka poranna sytuacja. Jadąc do pracy, mijam kilka wiaduktów pod trasami szybkiego ruchu. Rano nie ma tu wielkiego zagęszczenia i mogę, z otwartym oknem, cieszyć się nie tylko poranną bryzą chłodnego powietrza zapowiadającą kolejny gorący dzień, ale także widokami tego co za oknem. Mniej skupiony na innych użytkownikach drogi, jestem zadowolony, obserwując jakość zakończonych prac drogowych, teraz gładko i czysto lśniących w porannym słońcu.
Piszę o tym, ponieważ spotkało mnie coś niezwykłego. Przejeżdżając powoli obok jednego z tych trzech wiaduktów, mijanych mimochodem niemal każdego dnia, zauważyłem niezwykłą sytuację. Na ulicy leżało zawinięte w grubą, ogrodniczą folię ciało człowieka, a obok zaparkowane auto i jego kierowca. Ten na oko pięćdziesięcioletni mężczyzna niezgrabnie poruszał się dookoła zwłok, co rusz wyciągając rękę i ustawiając ją w różnych kierunkach, aparatem telefonicznym wykonywał zdjęcia tego niezwykłego znaleziska. Byłem niemal pewien, że przez moment na jego telefonie, mignęła mi przed oczyma, niebieska, dominująca barwa jednego z portali społecznościowych. Ach to więc tak! – pomyślałem – zadzwonił zapewne po policję – słyszałem już zbliżające się sygnały radiowozów – a teraz walczy o swoje pięć minut na społecznościówkach!
Jest bowiem tak, że stare, zardzewiałe niedomówienia uwierają. Dopóki nie załatwi się ich twarzą w twarz, dopóty straszą na ulicy, kadłubkiem półprawd, martwymi słowami. Jedynie te zamknięte figury, wyprowadzone i dopowiedziane, wypowiedziane i pochowane, potrafią odejść godnie, z uniesioną głową, wysycone odpowiedzią. Przejechałem powoli, obserwując surrealistyczną scenę, zabrakło mi słów, niemal tak samo gdy ujrzałem POSTAĆ, wynurzającą się z kłębów domków, szczęk, stolików i budek przy zaporze na Sanie. Dopiero zaczął się dzień – pomyślałem, uśmiechając do siebie samego.
Pierwszy wpis, który świadomie umieściłem na blogu kilka lat temu, zakończyłem pytaniem o sens rozpoczynania takiej rozmowy. Dziś z perspektywy czasu zauważam, że takich pytań postawiłem więcej. Zastanawiając się nad porannym wydarzeniem i przyglądając się starszym wpisom, tym minionym, coraz bardziej oczywiste staje się dla mnie, że maj tego roku był śliczny, dlatego szybko minął. Czerwiec jeszcze nie odszedł i stąd pewnie zaskoczył mnie tyloma wydarzeniami. Zadziwił mnie również sytuacjami, które nie miały prawa się wydarzyć, a jednak zaistniały. Wiele rzeczy okazało być innymi, niż mogłoby się wydawać, że nimi są.
Rośnie temperatura, wzrasta każdego dnia, zmienia się. Co tu ukrywać, lato jest coraz bliżej, jest cieplej i często na nic zdaje się schładzanie uporządkowanych pomieszczeń biur i sklepów, jest jakby za słabe, niepewne tego co ma przynieść ich użytkownikom. Narasta więc niepokój. Rosną obawy, wzrastają każdego dnia, nawadniane niepokojem i strachem, zadbane niepewnością jutra, wyrastają pnącza pytań.
Szalenie łatwo jest oceniać. Stawiać diagnozę i od razu już wiedzieć co i jak. Ta sąsiadka z naprzeciwka, to ona na pewno ciężko nie pracuje, lecz skąd ma taki samochód? Pewnie, no wiesz. Sąsiad zza ściany, którego mały, wciąż ujadający pies nie daje spać, to pewnie dużo pije, a do tego nie myje się, nie kupuje środków czystościowych. Tak łatwo przychodzą na język słowa pewne, twarde, wszystko wiedzące. Tak trudno jasno ocenić sytuację Ukrainy, chowając się za brakiem wiedzy, brakiem wiarygodnych informacji, zbyt małej wiedzy historycznej. To nie tylko chodzi o ten czy inny kraj. Globalna walka o zasoby ma tragiczny wpływ na sytuację na świecie. Bez względu na jaśnie panującego prezydenta, opcję polityczną, wiarę lub preferencje muzyczne zło, pozostaje złem, bowiem jest bez narodowościowe i ponad granicami.
Myślę sobie, że ludzie się pogubili. Zwyczajni ludzie, każdego dnia gubią się, lecz wśród nich są tacy, którzy chcąc za wszelką cenę wyróżnić się w tłumie, gubią się przez to jeszcze bardziej. To jest ludzkie, rozumiem to. Gdy ktoś opowiada o chorobie, ta druga wtrąca, że chorowała jeszcze bardziej. To toksyczni ludzie. Samolubni, manipulujący innymi i z przerośniętym ego. Mają nadmierne poczucie własnej ważności, a jednocześnie wypełnieni są dużą porcją niepewności. To tacy ludzie, którym potrzeba uwagi i podziwu, skierowanego w ich stronę, jest niezbędna do normalnego funkcjonowania. Gdy dookoła szaleje epidemia, oni najprawdopodobniej poinformują cię, że zachorowali już przynajmniej dwukrotnie i udało im się z tego wyjść. Spotkania z takimi ludźmi powodują, że autor tego wpisu, czuje się co najmniej dziwnie. Nie jest też tak, że rozmowa jest niemożliwa, jak najbardziej jest, lecz na równych warunkach. Na pewno bez argumentu: szanuj mnie, bo nie rozumiesz.
Nie jesteśmy sami. Nie trzeba za wszelką cenę zwracać na siebie uwagi w ten arogancki sposób, można inaczej. Czego więc brakuje? Zainteresowania drugą osobą, brakuje im przede wszystkim uważności. Uważność to podstawa zrozumienia i spełnionego życia. Uważność to moment gdy wyłącza się ekran z biegającymi za piłką chłopakami. Uważność to moment, gdy otwierając drzwi wejściowe domu, drugą ręką naciska się na „pilocie” przycisk wyłączający kolorowy ekran wybuchający dźwiękami muzyki przaśnej i kolorowej. Uważność to pamięć o tym kto i co je, jakie ma słowa do powiedzenia i czy warto go zapytać o jego podróże. Uważność w końcu, to także ten moment, gdy należy zadać trudne pytania, usłyszeć na nie odpowiedzi, a nie zanurzać się w długim, nudnym ciągu słów i zdań o doktorach, profesorach, zakonnicach i sąsiadach z ujadającym psem lub nowoczesnym samochodem.
Niepojętym paradoksem życia jest to, że jego większość spędzamy na próbie zmiany za wszelką cenę tego co jest, w to co byśmy chcieli, by było. Jedynie naprawdę akceptując to, co jest, zmieniamy to, co jeszcze może się wydarzyć. Korzystając z okazji, słuchajmy się nawzajem, bo mogą to być ostatnie wypowiedziane słowa.
Kiedyś bym o tym nawet nie pomyślał. Różne rzeczy przychodziły mi do głowy. Kładłem się na podłodze i patrząc w sufit wyobrażałem jak pięknie by było gdyby… Potem chciałem więcej i wiedziałem więcej, więc nie wystarczyło mi już odpoczywanie na trawie i liczenie kolejnych cirrocumulusów, lecz chciałem więcej. Rozglądałem się, nie mając odwagi – nie mówiłem nic, choć nie zgadzałem się z tym co widziałem, a teraz?
Strach ma wielkie oczy. Gdy z mego życia odejdą anioły, to jestem pewien, że w chwilę potem powrócą do mnie wszystkie demony, jeden po drugim. Nosimy na sobie ubrania, nosimy ze sobą wspomnienia, a jeśli są to wspomnienia ciężkie i czarne, tłuste i wypasione, to ciężko jest iść. A kiedy nosimy w sobie wspomnienia jasne, lekkie i przelotne, to życie staje się jaśniejsze, łatwiejsze. Wówczas jest lżej przez nie przechodzić, mijać i co wydaje się oczywiste – odchodzić.
Myślimy, że nasze życie spędzamy na dążeniu do szczęścia, bowiem chcemy być szczęśliwi. Daniel Kahneman, laureat Nagrody Nobla uważa jednak, że wielu z nas dąży w innym kierunku, idzie do innego celu, bowiem według niego szczęście i satysfakcja są czymś odrębnym. Szczęście to w większości chwilowe doświadczenie, które pojawia się spontanicznie i jest eteryczne. Tymczasem satysfakcja to rodzaj uczucia długotrwałego, budowanego w czasie, opartego na osiąganiu celów i budowaniu życia, które podziwiamy. Ulotne uczucie szczęścia nie składa się na satysfakcję z życia. Patrząc na osobę, która przeżyła wiele szczęśliwych chwil, można dostrzec, że w ogóle nie czuje się ona zadowolona. Kluczem bowiem jest tu pamięć. Satysfakcja opiera się na wspomnieniach, przeszłości. Szczęście pojawia się w czasie rzeczywistym. Nie trzeba nosić na sobie atrybutów powodzenia, nosić ze sobą, otaczać się nimi. Wystarczy być usatysfakcjonowanym z tego co w życiu się osiągnęło. Szczęśliwym bywam, gdy słucham uważnie, poświęcam swój czas, pytam mądrze, czytam cudowne książki. Jestem usatysfakcjonowanym swoim życiem, tym co za mną, wszystkimi momentami uniesień i upadków, one bowiem pomogły mi być tym, kim jestem tu i teraz.
Okno życia, które zostało przeniesione. Księgarnia, która nie jest księgarnią, te wszystkie miejsca odeszły. Ich wspomnienia zagubią się w czasie niczym łzy na deszczu. Pozostanie współ-czucie i uważność. Powodzenia!
Bardzo mi pomogłeś. Odpoczęłam czytając. Jedno po drugim zamienię te ciemne wspomnienia na te jasne. To trudne, ale Twoje argumentowanie bardzo mnie przekonało. Pogłaskam rośliny. Dziękuję
Dziękuję za odwiedziny i pozostawienie „śladu”, to pomaga. Podróż była męcząca, a lot długi, lecz w końcu są to tylko drobne dodatki do „wisienki na torcie”.
Wędrując bezdrożami kraju, otoczony przyrodą, zrozumiałem – to swymi myślami nazywam i „ubieram” rzeczywistość dookoła, czym więcej dostrzegałem słonecznego blasku w drzewach, drodze, trawie i ludziach, tym lżej mi się wędrowało. Na początku było trudno, doszukiwałem się „drugiego dna”, trwało to jakiś czas, a trzeba było żyć tak od razu, żyć tu i teraz.
Niewątpliwie przyroda pomaga, pomaga zrozumieć, ocenić, zaakceptować – to wszystko, na co nie mamy wpływu, a przecież jest obok nas, bo jesteśmy cząstką tego świata.
Dziękuję za komentarz.
Piekny tekst, ktorym powoli sie delektowalam. Robienie tak przyjemnych rzeczy jak czytanie, w uwadze, to prezent ktory sami sobie mozemy zafundowac. To prawda, nie jestesmy ostatnio w najlepszej kondycji. Malo w nas checi, zrozumienia i wspolnotowosci. Nawet motyle monarchy od dzis sa na smutnej liscie zagrozonych. Ale, warto mimo wszystko ustawiac sie twarza do slonca, prawda?
Słońce jest jedną z głównych przyczyn powstawania zmarszczek. Słońce to póki co, niewyczerpalne źródło energii, niezbędnej do życia wszelkim organizmom na Ziemi. Słońce to życiodajna siła, dzięki której zachodzą procesy fotosyntezy, stanowi ogromne źródło witaminy D. Warto czasem ustawić się twarzą w kierunku słońca, podjąć ryzyko, wyjść na zewnątrz, zostawić muszlę, zakończyć niezałatwione sprawy.
Z podróży do Polski została mi w pamięci także jedna przygoda ze Skansenu w Sanoku. To tam, w szlacheckim dworku pięknie otoczonym zielenią z wijącą się do drzwi wejściowych drogą obsadzoną tujami, dowiedziałem się, dlaczego spano ze zgiętymi nogami, dlaczego tak uważano by ich nie wyprostować 🙂
Aga, dziękuję za odwiedziny, te małe rozkosze, które trzeba porcjować. Nie mogę doczekać się spotkania.