Czy nie masz czasem ochoty wyjechać, aby się wyciszyć, zapomnieć i podsumować to co za tobą? Wyjechać, by nie stać się jedynie maszyną do udzielania odpowiedzi, tłumaczem, obserwatorem, czy po prostu odbiorcą treści? Czy nie chcesz tego wszystkiego zrobić dla siebie? Czy chcesz poznać siebie lepiej?
Jestem pewien, że niektórzy z was chcieliby też na moment odsunąć się i zagrzebać w ciszy, lecz nie mogą tego zrobić z różnych względów. Niektórym może być ciężko finansowo, innym nie jest po drodze z takim myśleniem, a jeszcze innym, obowiązki rodzinne lub temu podobne, utrudniają podjęcie decyzji. Mimo takich przeciwności dobrze jest czasem wycofać się, zachować ciszę, podsumować wszystko, co do tej chwili się wydarzyło. Wówczas, kiedy tak czynimy, zdobywamy doświadczenie, którego nie da się opisać ani przetłumaczyć, doświadczenie, które pozostaje z nami na zawsze.
Z tego powodu moje odosobnienie nie ma dla ciebie żadnego znaczenia. Twoje wyciszenie i odosobnienie, jeśli będziesz go właściwie przestrzegał, będzie miało znaczenie tylko dla ciebie. Myślę, że ważne jest też zaprzestanie wszystkiego, co robiłeś do tego momentu i ciągłe automatyczne powtarzanie, że wierzysz lub nie, omawianie swoich doświadczeń i wywlekanie na światło dzienne własnych przekonań i wierzeń. Przestań być członkiem jakiegoś społeczeństwa, diaspory. Przestań być braminem, hindusem, chrześcijaninem, muzułmaninem. Zatrzymaj własne uwielbienie, a wraz z nim rytuały, odwróć się od tego wszystkiego i wtedy zobacz, co się stanie.
Kiedy byłem młodszy, nie miałem zbyt wiele czasu na myślenie o przyszłości, bowiem zawsze działo się coś ważniejszego, wymagającego mojej natychmiastowej reakcji. Pomiędzy spotkaniami, koncertami, książkami i małym hobby, nie było czasu na szczegółowe planowanie. Czasem, gdy w natłoku zajęć i obowiązków szkolnych pojawiało się zmęczenie, przychodziły wówczas do głowy myśli, że gdy dorosnę – tak wtedy myślałem – odpocznę. Pozamykam wszystkie te mniej i bardziej, ważne sprawy, podokręcam co jest poluzowane, pomaluje, co ma zostać zamalowane i wówczas usiądę, odpocznę. Nie będzie żadnych spraw do załatwienia. Jakże się wtedy myliłem.
W ostatniej podróży była chwila kiedy się wycofałem, na moment, na dwa dni. Wszystko zaczęło się od gonitwy za pawiem i to zresztą nie jednym. Trzeba wam bowiem wiedzieć, że paw w hinduizmie, pośród wielu znaczeń i symboli ma też takie jedno wyjątkowe, to te powiązane z postacią Kryszny. W mitologii hinduskiej jest jedna opowieść związana z czasem gdy Kryszna był jeszcze nastolatkiem, przedstawiany jest wówczas najczęściej ze swoją ukochaną Radhą i stadem pawi. Według legendy Kryszna miał wyjątkową zdolność wzbudzania miłości w sercach wszelakich istot, włączając w to wszystkie zwierzęta i właśnie patki. Pawie, pod wpływem miłości do Kryszny zaczęły wokół niego śpiewać i tańczyć.
W tym znaczeniu paw symbolizuje miłość, piękno i ekstazę duchową, a u mnie wywołuje przeogromną chęć złapania w kadrze, chociaż raz, jednego z nich. Tak stało się kilka dni później. Ta wesoła gonitwa za ptakami skierowała mnie do Kodaikanal, małego i skromnego miasteczka wypoczynkowego, położonego na wysokości 2000 metrów. Ta mała miejscowość malowniczo położona na wzgórzach Palani, została założona w 1845 roku, aby służyć schronieniem przed wysokimi temperaturami. Jest to szalenie popularne miejsce turystyczne często nazywane „Princess of Hill stations” sprawia to, że znaczna część lokalnej gospodarki oparta jest na branży hotelarsko-gastronomicznej obsługującej ogromną ilość turystów przewijających się przez miasteczko każdego dnia. Nazwa Kodaikanal jest połączeniem dwóch słów w języku tamilskim: kodai oznaczającego „dar” i kanal oznaczającego „las”, co przełożyć można na „dar lasu”.
Auto z gracją wspinało się w górę po krętej drodze, z jednej strony utrzymując nieomal w zasięgu ręki zapierające dech w piersi widoki na położone w dolinie pola i zabudowania, a po drugiej zieloną różnobarwność bambusów, drzew sandałowych i dębu indyjskiego, drodze prowadzącej do punktu kontrolnego na rogatkach miasta. Ze względu na delikatność ekosystemu, wnoszenie i używanie plastikowych torebek oraz małych butelek po wodzie, jest tu absolutnie zakazane. Ubrani w służbowe mundury pracownicy państwowi z chęcią je odbierają, wystawione przez okno.
Takie podróżowanie ma jeszcze jedną ogromną zaletę. Gdy jedzie się już wystarczająco długo, trzeba, choć na moment odpocząć, a tu i tam rozrzucone na trasie punkty postojowe, jakby od niechcenia, usytuowane zostały w miejscach widokowych. Oprócz straganu z herbatą, kawą i szybkim jedzeniem, kręcą się tam niezliczone ilości małp, mój kolejny wdzięczny obiekt do fotografii. Można je karmić, podać rękę, a nawet, zdawałoby się czasem porozmawiać, ujawniają zachowanie niezwykle podobne do ludzi.
W drodze do miasta jest jeszcze jeden punkt, przy którym nie wypada się nie zatrzymać, to oddalony zaledwie o 8 km od miasta, wysoki na 30 metrów wodospad Silver cascades, z od niedawna wybudowanym ładnym punktem selfikowym z napisem Incredible India!
Po kilku minutach wjechaliśmy do miasta, w którego centrum położone jest sztuczne, 45 hektarowe jezioro zbudowane w 1863 roku, a wokół niego przylepione do brzegów kluby, wypożyczalnie rowerów, sklepiki, prywatne posesje, salony gier, strzelnice, sklepy z czekoladą i ciepłymi czapkami. Wszystko wypełnione gwarem młodzieży, śmiechem i rżeniem koni, które można też wynająć do przejażdżki wokół jeziora. W małych, bocznych uliczkach rozrzucone były hotele i domy letniskowe, zabierające tubylcom przestrzeń gdzie wciąż istnieje mnóstwo hinduskich świątyń, meczetów i kościołów.
Uważa się, że jedna ze świątyń – Kuzhanthai Velappar została wybudowana trzy tysiące lat temu. Wewnątrz niej znajduje się idol Karttikeya nazywany też Murugan, to hinduskie bóstwo wojny jadące na pawiu. Ciekawą informacją jest ta, że przedstawiony tam idol zbudowano z amalgamatu 9 różnych trucizn, a użycie każdej z nich w odpowiednich proporcjach stworzyć może lekarstwo. Jest jeszcze jedna legenda towarzysząca temu bożkowi. Głosi ona, że rzeźbiarz, który nad nią pracował, musiał bardzo się śpieszyć, aby ukończyć jej rysy, ale że poświęcił wiele czasu na stworzenie twarzy, to już go nie miał, by dopracować resztę ciała i dlatego obdarzył go takim szorstkim wdziękiem. Wyjaśnia to kontrast pomiędzy artystyczną doskonałością twarzy i nieco mniej dopracowaną resztą ciała. Młodsza świątynia Kurinji Andavar, swoją nazwę bierze od rosnącego tam kwiatu Kurinji, który kwitnie raz na 12 lat, wybudowana została w 1924 roku i także poświęcona jest Lordowi Muruganowi.
Kościół La Saleth to kościół pod wezwaniem Pani z La Saleth, położony w pobliżu Coaker’s Walk. Swoje początki bierze we Francji w 1846 gdzie w pobliżu wioski La Salette dwójka pastuszków doniosła o wizji płaczącej Dziewicy Marii, którą władze katolickie uznały za wydarzenie autentyczne. Teraz, od ponad 150 lat do tego starego, uroczego kościółka w Kodaikanal kierują swe kroki lokalsi i turyści, aby zapalić świece, odmówić modlitwę i pewnie też, by wznieść swój głos w uwielbieniu.
Ścieżka Coakera, o długości 1 kilometra, została wybudowana przez brytyjskiego porucznika Coakera w 1872 roku. Biegnie wzdłuż krawędzi stoków na południu, oferując niezakłócony widok na dolinę i równiny poniżej.
Tak oto pogoń za pawiem, do której jeszcze powrócę, bo jak nigdy przedtem, ptak ten towarzyszył mi w podróży wielokrotnie, doprowadziła mnie do bóstwa wojny jadącego na nim, a jednocześnie do wyciszenia. Jedni nazywają to psychologicznym retreat, a jeszcze inni po prostu wyciszeniem. Czas spędzony w Kodaikanal takim właśnie był, dobrą ucieczką. Pozwalającą zapomnieć o stresach i troskach, o codzienności. Był dla mnie momentem znalezienia czasu na refleksję, odpoczynek i regenerację sił, był chwilą, bym mógł pielęgnować umysł, ciało i duszę. Moje odosobnienie w Kodaikanal nie ma dla ciebie żadnego znaczenia. Twoje wyciszenie i odosobnienie, jeśli będziesz go właściwie przestrzegał, będzie miało znaczenie tylko dla ciebie. Czego ci życzę.
This text is dedicated to my English-speaking friends:
Do you occasionally yearn for a retreat, a moment to unwind, to set aside the roles of being merely an answering machine, translator, observer, or passive recipient of information? Have you ever desired to reclaim agency over your pursuits, to introspect and truly understand yourself?
I’m sure many of you share this sentiment, but when immersed in various constraints, it becomes a great challenge to step back from your roles. Financial constraints, reluctance towards such contemplation, or family responsibilities may make this decision difficult. Yet, despite these obstacles, there’s immense value in taking that step back, embracing silence, and reflecting on the journey so far. In navigating this process, we garner an invaluable, indescribable experience—an experience that becomes an integral part of us, shaping our perspectives and memories for a lifetime.
My solitude holds no significance for you. Your silence and seclusion, if you follow it properly, will only have meaning for you. I believe it’s crucial to interrupt the ceaseless cycle of your routine, to halt the automatic repetition of beliefs—whether affirmed or doubted. Engage in a thoughtful exploration of your experiences, laying bare your convictions and ideologies. Stop being a member of some society or diaspora. Abandon labels such as Brahmin, Hindu, Christian, or Muslim. Discontinue your individual worship and the associated rituals. Turn away from it all, and observe the transformative occurrences that unfold in that retreat.
In my younger days, the future seldom occupied my thoughts as the urgency of immediate reactions took precedence amidst a whirlwind of meetings, concerts, books, and small hobbies. Detailed planning took a backseat. Fatigue from numerous classes and school duties led me to envision a future where I could rest once I grew up. The plan was to wrap up both significant and trivial matters, tie loose ends, paint where needed, and finally, indulge in some well-deserved rest. Little did I know how mistaken I was. During my recent journey, there was a brief interlude that lasted for two days. It all began with the pursuit of a peacock, not just one. It’s noteworthy that, in Hinduism, the peacock carries various meanings and symbols, with a unique connection to the figure of Krishna. Hindu mythology recounts a tale from Krishna’s teenage years, when he was often portrayed with his beloved Radha and a flock of peacocks. Legend has it that Krishna possessed the extraordinary ability to inspire love in the hearts of all beings, encompassing animals and birds. The peacocks, captivated by love for Krishna, would sing and dance around him.
In this context, the peacock embodies love, beauty, and spiritual ecstasy, inspiring in me the desire to capture its essence through my lens, if only once. This desire materialized a few days later during a lively pursuit of these majestic birds, leading me to Kodaikanal—a serene resort town nestled at an altitude of 6500 feet. Founded in 1845 to provide respite from high temperatures, this charming town is perched amidst the Palani hills. Renowned as the ‘Princess of Hill Stations,’ it thrives on tourism, with a significant portion of its local economy rooted in the hospitality industry, catering to the influx of daily visitors.
As our car gracefully ascended the winding roads, one side offered breathtaking vistas of the valley’s fields and structures, while the other revealed a lush tapestry of bamboo, sandalwood, and teak trees lining the path to the checkpoint on the city’s outskirts. The delicate ecosystem warranted strict measures, and the use of plastic bags and small water bottles was strictly prohibited. Attired in official uniforms, government employees eagerly collected any such items through the car window.
Another undeniable advantage of such journeys lies in the need for periodic rests during prolonged drives. Conveniently scattered along the route, these resting points, seemingly placed haphazardly, often unfold in scenic locales. Besides stalls offering tea, coffee, and street food, these spots teem with countless monkeys—my other preferred subject for photography. Interacting with them, feeding them, extending a hand—these actions, and sometimes even a semblance of communication, reveal a behavior remarkably similar to humans.
En route to the city, there’s a must-stop location—the 30-meter-high Silver Cascades waterfall, a mere 5 miles from the city. Recently, a well-appointed selfie point has been added, adorned with the inscription ‘Incredible India!’
After a short drive, we entered the city, with its focal point being a man-made, 45-hectare lake constructed in 1863. The surroundings boast clubs, bike rentals, shops, private residences, game arcades, shooting ranges, chocolate boutiques, and stores selling warm hats. The atmosphere is vibrant, resonating with the lively commotion of young people, laughter, and the sounds of horses, available for rent for a leisurely ride around the lake. Amidst the hustle, hotels and summer houses dot the small side streets, encroaching on the spaces where Hindu temples, mosques, and churches stand—a testament to the diverse cultural fabric of the locale.
The Kuzhanthai Velappar temple, believed to date back three thousand years, houses an idol of Karttikeya also called Murugan, the Hindu deity of war riding on a peacock. An interesting fact is that the idol presented there is made of an amalgam of a combination of 9 different poisons, and using each of them in the right proportions can create a medicine. There is another legend accompanying this idol. It states that the sculptor who worked on it had to be in a great hurry to finish it, but because he had spent a lot of time creating the face, he had no time left to perfect the rest of the body and that is why he gave it such a rough charm. This explains the contrast between the artistic perfection of the face and the slightly less refined rest of the body. Built in 1924, the younger Kurinji Andavar temple was also dedicated to Lord Murugan and takes its name from the Kurinji flower that grows there and blooms every 12 years.
La Saleth Church, dedicated to the Lady of La Saleth, is located near Coaker’s Walk. It has its origins in France in 1846, where, near the village of La Salette, two shepherd children reported a vision of the weeping Virgin Mary, which the Catholic authorities considered an authentic event. Now, for over 150 years, locals and tourists alike have been flocking to this charming old church in Kodaikanal to light candles, say prayers, and probably also raise their voices in praise.
The Coaker Walk, almost 1 mile long, was built by British Lieutenant Coaker in 1872. It runs along the edge of the slopes to the south, offering unobstructed views of the valley and plains below.
As for the pursuit of the peacock, this bird accompanied me on my journey many times, led me to the deity of war riding on it, and at the same time to silence. However, we will need to return to this matter later. Some call it a psychological retreat, and others simply call it silence. The time spent in Kodaikanal was just that, a good escape. Allowing you to forget about stress and worries, about everyday life. It was a moment for me to find time for reflection, rest, and regeneration, a moment for me to nurture my mind, body and soul. My retreat in Kodaikanal has no meaning for you. Your silence and seclusion, if you follow it properly, will only have meaning for you. This is what I wish for you.
It’s so mesmerizing to read this, the words justify the emotions so perfectly.
It’s just wow- I mean to praise peacock 🦚 and understanding the importance of it and even connecting with Radha Krishna it needs a great vision and understanding for it ..
So touched reading the whole thing.
Akshara,
Occasionally, words prove inadequate to convey the profound beauty of the world. That’s probably why people often write about how beautiful the world could be.
With sincere respect, I extend my heartfelt thanks for your visit.
D.