By pokazać komuś swoją ciemną stronę, wystarczy kilka sekund. W przypadku tej płyty, po 42 minutach i 50 sekundach nic nie pozostanie takie samo. 1 marca przypadła 50. rocznica wydania, kultowego dziś albumu Pink Floyd „The Dark Side of the Moon”
Do dnia dzisiejszego, album z 1973 roku „The Dark Side of the Moon” uznawany jest za jedno z najważniejszych dzieł w historii muzyki rockowej z wielu powodów. Stał się też ostatnio kością niezgody pomiędzy prosowieckim megalomanem, a muzykiem-artystą. Od momentu powstania, album bezkonkurencyjnie stał się przełomowy w dziedzinie produkcji muzycznych, wykorzystano bowiem do jego nagrania nowatorskie techniki i wkomponowano w nim różnorodne dźwięki, by stworzyć niepowtarzalne wrażenia dla odbiorców. Napisane mądrze teksty dotykają ważnych, uniwersalnych i niestarzejących się tematów, a są to ludzka psychika, złożoność ludzkiej egzystencji czy konflikty społeczne.
Okładka albumu przedstawia tęczę przechodzącą przez pryzmat, co stało się ikoną muzyki rockowej na świecie, w Polsce za rządów PiS wywołało falę oburzenia, podobnie jak logo promujące 50-lecie albumu, w którym niektórzy politycy dopatrzyli się promocji ruchów LGBT.
Od chwili wydania, album otrzymał wiele nagród, w tym nagrodę Grammy za najlepszą okładkę albumu, a także za najlepsze przygotowanie dźwięku, za które odpowiedzialny był Alan Parsons, który pomagał przy ostatnich dźwiękach The Beatles na dachu wieżowca w Nowym Jorku i ten sam, który stworzył niezapomniany nastrój w „Tales of Mystery and Imagination (Edgar Allan Poe)” – ale to już inna historia.
W roku 2011 „The Dark Side of the Moon” został wpisany do National Recording Registry jako „kulturowy skarb” Stanów Zjednoczonych. National Recording Registry to lista nagrań dźwiękowych uznanych przez Bibliotekę Kongresu jako kulturowe, historyczne lub estetyczne dzieła sztuki, które są ważne dla dziedzictwa kulturowego narodu amerykańskiego. Album został wybrany ze względu na swoje znaczenie kulturowe, wpływ na muzykę rockową i kreatywne wykorzystanie dźwięku w produkcji muzycznej.
Dziś nie pamiętam swego pierwszego spotkania z tym rewelacyjnym albumem. Byłem nastolatkiem oczarowanym dźwiękami, nie wyobrażałem sobie, że można by było coś takiego nagrać. Przyzwyczajony do tępych dźwięków wydobywających się z politycznie kierunkowanych audycji radiowych, sięgnąłem po dawno już nieistniejący magazyn „Razem”. W jednym z jego wydań zamieszczono spory artykuł poświęcony jednemu z koncertów Pink Floyd, a pisze o tym dlatego, że dziś nie pamiętam słów, lecz bardziej obrazy i zdjęcia, które uzupełniały ten artykuł. To jest naprawdę piękne wspomnienie.
Obchodzący swoje pięćdziesięciolecie album pozostaje dla mnie ważny jeszcze z jednego powodu, z jego wspomnieniem kojarzę sobie najprzyjemniejsze chwile z mego dorastania i jest do tego nierozłącznie powiązany z dwoma innymi tytułami: „Wish You Were Here” i „The Wall”.
„The Dark Side of the Moon” rozpoczyna się od dźwięku bijącego serca, które powoli zamienia się w dzwonienie alarmu, taki był pomysł albumu, opowiedzieć o ludzkiej psychice i jej ciemnych stronach. Dopiero później, jak zwykło się mawiać im głębiej w las, tym więcej drzew, pojawiają się bogate aranżacje, wykorzystujące instrumenty klawiszowe, saksofon i gitary, a także różne dźwięki i efekty, samplowane dźwięki z codzienności czy nagrania luźnych rozmów w studio.
W warstwie tekstowej album zawiera odniesienia do różnych aspektów ludzkiej egzystencji, takich jak strach, gniew, depresja, wojna, pożądanie czy zawiść. Np. w utworze „Us and Them” poruszony jest temat konfliktów międzyludzkich i wojen, a utwór „Brain Damage” porusza temat choroby psychicznej i społecznej alienacji. Myślę też, że w tekstach z tej płyty ukryte jest coś jeszcze, co każdy ze słuchaczy odkrywa na nowo, gdy poznaje nieco bardziej i rozumie świat. Gdy po życiowych doświadczeniach siada przy kominku i zastanawia się nad tym, co za nim, ile przed nim, czując rozlewające się po całym ciele, ciepło ognia, domowego ogniska. Dla każdego więc płyta ta wcześniej czy później zabrzmi na nowo, na nowo zostanie odczytana i odsłuchana, a to znaczy o jej ponadprzeciętności.
Według wielu album „The Dark Side of the Moon” zawiera pewne ukryte znaczenia, które jeszcze bardziej dodają mu tajemniczości i głębi. Jednym z najbardziej znanych i rozpoznawalnych historii związanych z albumem, jest wielokrotnie opisywana synchronizacja dźwięku z obrazem z filmu „Czarnoksiężnik z Oz” z 1939 roku. Gdy uruchomimy film i muzykę w tym samym momencie i pozwolimy, aby album był odtwarzany jednocześnie z wyświetlanym filmem, naszym oczom szybko ukaże się silne połączenie pomiędzy tymi dwoma dziełami, ich spójność i wymowa poruszanych tematów, do dziś rozbudzają wyobraźnie fanów albumu.
To, że na albumie wykorzystano dźwięki z otaczającego nas świata, nie jest tajemnicą. Te rozmowy, dźwięki zegara czy dzwonienie telefonu, które tam się pojawiają w niektórych utworach, dodają całemu albumowi element realizmu i sprawiają, że nabiera on bardziej ludzkiego wymiaru.
W najczęściej granym i publicznie eksploatowanym utworem są oczywiście Money, można na początku usłyszeć dźwięk „jednorękiego bandyty”, otwieraną kasę i darcie papieru, symbolizuje to ludzką zachłanność do cywilizacji wszechobecnego pieniądza. A w tym samym czasie tekst piosenki mądrze krytykuje niezdrowe podejście społeczeństwa do pieniędzy jako takich i zwraca uwagę na fakt, że posiadanie majątku nie zawsze przynosi szczęście.
Gdy bardziej przyjrzymy się tekstom, okazuje się, że ich symbolika staje się głębsza. W kolejnym klasycznym utworze z tej płyty Time, w którym natrętnie tykają zegary, odmierzanie czasu symbolizuje ulotność życia – nasz czas mija nieubłaganie i nierozerwalnie związany jest także z naszym przemijaniem.
Słowa z Breathe „All that you touch and all that you see is all your life will ever be” (Wszystko, czego dotkniesz i wszystko, co zobaczysz, będzie całym twoim życiem), które na zakończenie w Eclipse tak pięknie wybrzmiewają:
All that you touch and all that you see
All that you taste, all you feel
And all that you love and all that you hate
All you distrust, all you save
And all that you give (all you give) and all that you deal
And all that you buy, beg, borrow, or steal (Hey-ey)
And all you create and all you destroy (Ooooh)
And all that you do and all that you say (Heeeey-yeah)
And all that you eat and everyone you meet (Everyone you meet)
And all that you slight and everyone you fight (Hooooo)
And all that is now and all that is gone
And all that’s to come and everything under the sun is in tune (Everything)
But the sun is eclipsed by the moon
…to poetyckie udokumentowanie faktu, że nasze życie jest delikatne, ulotne i niepowtarzalne, że trzeba czerpać radość z każdego jego momentu.
Cały czas porównuję dawne piosenki z dobrym tekstem, wykształconymi muzykami, ponadczasowymi przesłaniami. “The Dark Side of the Moon” właśnie mówi o uniwersalnych problemach człowieka, sama wychowywałam się na Pink Floydzie, więc wiem o czym mówię. Współcześnie tekst piosenki jest o niczym. Nie wyraża uczuć, nie stosuje symboliki, nie angażuje się w tematy egzystencjalne, problemy ważne dla człowieka..
Zasyłam serdeczności
Ultra,
tu jest inaczej. Nie wiem, jak jest teraz w Polsce. Polonia żyje pod kloszem, jak białe myszki, daje się karmić muzyką prostą, by nie nazwać jej prostacką.
Stwierdzenie „Powiedz mi, czego słuchasz, a powiem Ci, kim jesteś” odnosi się do faktu, że nasze preferencje muzyczne często odzwierciedlają naszą osobowość, styl życia, wartości i doświadczenia życiowe. Muzyka jest jednym z najpotężniejszych sposobów, aby wyrazić nasze emocje, i często jest źródłem inspiracji i motywacji. Tu wyjątkowo można to odczuć, zaobserwować. Muzyka jest jak spotkanie ze świętością. Jest ulotna, przemija, nie istnieje jej materialna postać, trwa we wspomnieniach. Nasze muzyczne preferencje wpływają na nasze podejście do życia i nasze zachowanie w społeczeństwie. Muzyka wpływa też na nasze postrzeganie innych kultur, na to czy potrafimy zrozumieć innych, pomóc przełamać stereotypy i uprzedzenia.
A z drugiej strony dopóty, dopóki jest odbiorca, artyści będą tworzyć to, na co jest zapotrzebowanie. Po publicznym poziomie szkolnictwa, z obu stron oceanu, sądzić można, że „malinowe dziewczyny” będą się miały naprawdę dobrze.
Ultra, słuchaj tego, na co tylko masz ochotę, niech sprawia Ci to przyjemność, Pink Floyd, The Moody Blues, Kula Shaker, Procol Harum, Dakhabrakha i wiele, wiele innych zespołów, to właśnie emocje, których nam dostarczają, czynią nas tymi, kim jesteśmy dla innych. Nie zmieniaj się. Bądźmy prawdziwi!
W Polskiej telewizji rządowej króluje disco polo, tego ma słuchać młodzież i z teg tromtadrata la la je je ma wyrabiać sobie muzyczny gust. W dodatku najważniejszym guru i hołubionym celebrytą przez b. prezesa TVP był niejaki Zenek Martyniuk. Szkoda młodych i uszu tych, którzy muszą słuchać na każdej imprezie disco polo.
Zasyłam serdeczności
To nie telewizja, to tuba rządowa, wdmuchująca do młodych głów, polityczne wychowanie. Z tego la la, umpa umpa, młodzież nie wyrobi gustu.
Kiedyś, dawno już temu, wdałem się tu w rozmowę z jednym z wielbicieli takiej muzyki. Pytałem, dlaczego taki właśnie wybór, dlaczego taka muzyka? Wciąż otrzymywałem tę samą odpowiedź, że po pracy, na weselu, podczas towarzyskiego spotkania jest to sposób na odnalezienie radości i odpoczynku. Próbowałem to zrozumieć i… nie udało mi się.
Czytałem wyniki badań, które lata temu przeprowadzono na jednym z Uniwersytetów w Australii na temat tego kim się stajemy słuchając takiej muzyki i przyszła mi do głowy jedna myśl, że przecież wiele osób po pracy, na weselu, podczas towarzyskiego spotkania po prostu pije, siedzi przed telewizorem, w ten sposób znajduje odpoczynek (sic!), nie radząc sobie z rzeczywistością. Takie osoby nie potrafią odnaleźć się wśród innych, lecz za to jest łatwo nimi manipulować!
Ważnym aspektem bycia uważnym, mądrym, otwartym na świat jest kwestionowanie własnych założeń i przekonań, zadawanie pytań. Wielbiciele Martyniuka, nie muszą się tym wcale przejmować.
Ściskam ciepło!
Pamiętam ten dzień i niemal każdy moment ….
Wieczór, chyba mini max, Piotr Kaczkowski z zapowiadaną od długiego czasu płytą na którą czekaliśmy wyczekani do bólu. Biegłem po schodach na poddasze, wpadłem do pokoju, ślizg na kolanach pod regał z radiem, Odpaliłem Fagota, kolumna podpięta…. ostatnie słowa Kaczkowskiego i pierwsze dźwięki …. położyłem się na podłodze, wzrok utkwiłem w suficie, już po chwili szybowałem nocą po ciemnym niebie w stronę ciemniejszej strony księżyca.
Dzięki za przypomnienie 😉
Moje szczęśliwe wspomnienia zatrzymały się na dniu, w którym słuchałem po raz pierwszy tłumaczeń „The Final Cut.” Wtedy rozbeczałem się, dobrze to pamiętam, miałem dziwne wrażenie, jakbym uczestniczył w opowiadanej historii, słyszał to czego nie było na oryginalnej ścieżce dźwiękowej albumu.
Dziś z perspektywy czasu rozumiem więcej i takie doświadczenia zbieram jak perły, których coraz mniej i przed wieprze ich nie wysypuję. Nie mogę jednak nie napisać, że do kilku audycji Kaczkowskiego powracam niejednokrotnie: Simurg, Tubular Bells, Rozmowa z kamieniem to tylko niektóre z tematów jego audycji, to one na długo pozostały w mojej pamięci (i zbiorach archiwalnych!) Jest jeszcze kilka muzycznych perełek, aż uśmiecham się teraz do siebie. Jestem przekonany, że młodego Beksińskiego audycje też Cię pewnie dotknęły?
Bardzo dziękuję za odwiedziny i przyjazne słowa, zarówno tu jak i tam.