Słowa budujące tytuł dzisiejszego wpisu zaczerpnąłem z powieści Tadeusza Konwickiego. W całości brzmi ono tak: „Przejdzie. Wszystko przechodzi. Inaczej dawno popękałyby nam serca.”
Są takie chwile, że nie warto zmieniać tematu, a napisać po prostu o tym co siedzi gdzieś głęboko w głowie i uporczywie domaga się wyjścia na zewnątrz. Ten stan nieustającego poddenerwowania, ze słowami cisnącymi się na usta, których tu nie napiszę. To poczucie braku kolorów i świadomość bycia w tym po same uszy, będzie tematem dzisiejszego postu.
Wiele wskazuje na to, że protesty wkrótce wygasną i w chwilę potem ucichną, pozostawiając po sobie większe lub mniejsze zmiany. Tak działo się nieomal ze wszystkimi protestami w historii. To wiedza, którą posiada władza i jestem pewien, że protestujący również mają tego świadomość.
Jeżeli ktoś jeszcze odpycha od siebie tę myśl to jest w poważnym błędzie, dlatego być może ta władza jeszcze bardziej zaostrza sytuację i radykalizuje poglądy tych, którzy nie opowiedzieli się po żadnej ze stron. Dzieje się tak po obu stronach oceanu, a klasyczne tłumaczenie, że uratować nas wszystkich może jedynie powrót do wartości opartych na religijnym fundamentalizmie jest zwyczajną manipulacją.
Z przerażeniem obserwuję co rusz pojawiające się w mediach społecznościowych radykalne wypowiedzi ludzi reprezentujących przeważnie jedną ze stron barykady. Skłamałbym gdybym napisał, że się nie boję. Obawiam się o jutro. Nie wiem jak będą mijały dni w świecie wypełnionym ludźmi bezgranicznie ufającym politykom i ich obietnicom, politykom do woli i bez końca rzucającym w wir medialnych maszyn nacjonalistyczne hasła i zwykłe nawoływanie do agresji.
Eskalacja działań, podsycanie niepokojów, narodowy autorytaryzm, bardzo nieodpowiedzialne zachowania i słowa czy to głów państwa czy szeregowych członków partii, mogą drogą na skróty, doprowadzić do szalenie tragicznych w skutkach konsekwencji.
Nie wiesz o czym piszę? Najprościej byłoby opisać ten fenomen poprzez przywołanie wakacyjnych wspomnień. Niezwykłe krajobrazy, niezapomniane przygody i niesamowite zdjęcia to wykreowany szczególnie przez media społecznościowe obraz podróży. Rzeczywistość bywa zgoła inna. To fakt o którym zdaje się zapominać większość, jak ten przykład obok, komentujących wydarzenia w Polsce.
Czekasz na upragnione wakacje, odkładasz pieniądze, planujesz i w końcu pewnego dnia lecisz do wymarzonego hotelu, w sercu słonecznego kraju pełnym egzotycznych widoków i turystycznych atrakcji. Zanim tam się dostaniesz, spędzasz sporo czasu na smutnym lotnisku, a potem ściśnięty jak sardynka w samolocie, zwracasz uwagę temu obcemu, który zasypia i kładzie głowę na twoje ramię. Cieszysz się, że bagaże doleciały w całości. Rozglądasz się dookoła i gówno. Wokół ciebie mnóstwo takich jak ty, z nieomal każdego zakątka świata, szukających tych samym emocji, których doznawali oglądając kolorowe fotografie w mediach społecznościowych. Niedawno zakupionym najnowszym modelem aparatu telefonicznego robisz zdjęcie, na którym ledwo mieści się w kadrze żona z dziećmi spychana przez rozemocjonowany tłum turystów z aparatami w ręku próbujących zrobić dokładnie to samo co ty. Wracasz do domu i nie chcesz się przed sąsiadami przyznać, że trafiłeś w sam środek wakacyjnego piekiełka. Nie przyznajesz się przed samym sobą i szepczesz teraz pod nosem, że nie mam racji.
To uczucie przejdzie. Wszystko przechodzi. Bo inaczej może przy odrobinie szczęścia wylądujesz na izbie przyjęć, a to już jest rosyjska ruletka, szpitale nie chcą przyjmować więcej pacjentów, brakuje łóżek.
Otrzymaliśmy piękny dar – naukę, która miała nas doprowadzić do dobrobytu i życia w powszechnym szczęściu, lecz tak zwyczajnie, po ludzku, wszystko to spierdoliliśmy. Odkryliśmy nowe sposoby komunikacji, lecz zamiast z nich korzystać by nie zostawiać nikogo samotnego obróciliśmy je przeciwko sobie.
Tak właśnie się dzieje. Podróż marzeń zamienia się w najzwyklejszy pakiet turystyczny, kontrkandydat okazuje się człowiekiem z ciekawszym i szerszym światopoglądem, a stary karzeł to emocjonalny wrak nasączony jadem i brakiem empatii.
Dziś nie wystarczy już tylko talerz, pełen gorącej zupy, dziś od społeczeństwa wymagane jest myślenie, otwarcie oczu i uważne obserwowanie połączone z wyciąganiem wniosków. Powinniśmy chcieć poznać racje obu stron, nie by zaraz za nimi się opowiadać lecz by je rozważyć i porównać, a nieco później dokonać wyboru. Tak normalnie zatrzymać się na moment, wsłuchać i poczuć innych dookoła. Nie jesteśmy sami. Może nas podzielić wiele, lecz tam na końcu jesteśmy tacy sami, warto przywrócić wiarę, wiarę w człowieka.
1 listopad to dzień jak niewiele innych zachęcający do zadumy, refleksji i opamiętania się, przeszedł i minął jak wszystko inne. Nieważne jak daleko mieszkasz od centrów październikowych wydarzeń, miast przesiąkniętych krzykiem kobiet wzmocnionym przez uniesioną dłoń zaciśniętą w pięść – już dość! Wewnątrz swej męskiej, patriarchalnej dumy, pora otworzyć oczy na nowe, które powoli nadchodzi niczym wysoka fala i jeśli nie nauczysz się pływać, utoniesz w jej odmętach. #wypierdalac
Słuchajcie, posłowie, uciszcie swój chór
i nie tarasujcie już drzwi ani dróg
bo kto stoi w miejscu, ten poczuje ból
wszystko jest do bitwy gotowe
i polecą wam szyby, i się skruszy wasz mur
oto czasy nadchodzą nowe
Bob Dylan, CZASY NADCHODZĄ NOWE (The Times They Are a-Changin’), 1964
[…] nawet lektura Bułhakowa, tak z obserwacji wydarzeń w Polsce narodził się post zatytułowany: Przejdzie. Wszystko przechodzi. Pozytyw jest taki, że wpis zakończyłem słowami noblisty Boba Dylana. Na kilka dni zdecydowanie […]