Wigilia starszym, samotnym i bezdomnym na Jackowie to tradycja wyjątkowa. W ciągu ostatnich dwudziestu lat, po raz kolejny kilkaset osób, przybyło do sali Resurrection Hall przy Bazylice św. Jacka w Chicago.
Po raz kolejny w Wigilii dla osób starszych, samotnych i bezdomnych organizowanej na Jackowie z inicjatywy śp. Jurka Arsenowicza udział niestety wzięli nie tylko Polacy, Latynosi czy Amerykanie. Zaproszeni do wzięcia w niej udziału, zostali ci, którym w tym rodzinnym i radosnym czasie samotność doskwiera najbardziej.
Fenomen wolontariatu w diasporze polskiej zadziwia od lat. W tym roku jak i w latach poprzednich, wolontariusze pomagali przygotowywać i wydawać posiłki, ustawiać stoły i dbać o porządek. Ks. Stanisław Jankowski wspólną modlitwą w języku polskim, angielskim i hiszpańskim rozpoczął spotkanie, przekazano Betlejemskie światełko pokoju i przełamano się opłatkiem. Na scenie wystąpili Akademia Muzyki Paso, Zespół Pieśni i Tańca Polonia, a Włodek Zuterek i Krzysztof Arsenowicz, zachęcali obecnych do wspólnego kolędowania. Członkowie klubów motorowych pilnowali porządku i rozdawali przy wyjściu paczki pomocowe. W tym roku przede wszystkim nie zabrakło ludzi dobrego serca.
Wspólny posiłek wigilijny przygotowany dla tylu potrzebujących po raz kolejny uzmysłowił mi jak wielu ludzi w naszej metropolii wciąż potrzebuje pomocy, jak ludziom tego dnia doskwiera samotność i jak łatwo jest niektórym oceniać innych z perspektywy ciepłego, domowego fotela. Bo to nie było spotkanie bezdomnych. Samotnymi stajemy się na wiele sposobów, z dala od domu, z dala od przyjaciół i rodziny.
Wystąpiły dzieci w strojach ludowych i mali muzycy. Robiono zdjęcia, uśmiechano się i nikomu nie zabrakło miejsca przy stole. W rozdawanych przy wyjściu paczkach znalazły się drobne upominkami i przedmioty, które pomogą przetrwać zimę.
Każdego dnia mijamy ludzi, którzy szczególnie w te święta potrzebują być razem… W tym roku zabrakło mi wielu twarzy, które wciąż pamiętam z własnych fotografii, i niestety pojawiły się nowe. Jak co roku zachwyciło mnie, że jeszcze są tacy, którzy potrafią pomagać bezinteresownie i nie komentować, nie przeszkadzać. Ktokolwiek, choć raz wziął udział w tym wydarzeniu, jako wolontariusz, sponsor, uczestnik, ten wie, co ono znaczy i jak trudno, wzruszenia mu towarzyszące, oddać słowami i jak łatwo jest powracać do tego miejsca.