Piekło i niebo będzie dziś tematem przewodnim. Wtorek skłania do słów o kulturze, a o nią dziś coraz trudniej, zarówno po jednej jak i po drugiej stronie Atlantyku. Z przyjemnością dla moich Czytelników, zanurzyłem się w ocean faktów, pewnych historii, zbiegów okoliczności i czasem mało oczywistych polskich powiązań.
Piekło i niebo w żadnym wypadku nie są jakimiś konkretnymi lokacjami geograficznymi. Są one pewnymi wymiarami naszego doświadczenia, które sobie przygotowujemy i tak, a nie inaczej, umówiliśmy się nazywać. Zdarza się, że w imię jakiegoś wyimaginowanego boga, który ma być lepszy, urządzamy piekło innym dlatego, że ich bóg jest gorszy. W imię słów wypowiadanych przez kapłanów, polityków lub głowy państwa, dręczymy ich bólem i cierpieniem. Postaram się zacząć od początku…
W ubiegłorocznym poście dotyczącym rodaków i Andy’ego Warhola zatytułowanym O czym moi rodacy nie chcą wiedzieć napomknąłem o jego wielkiej miłości do filmu i muzyki. Debiutancki album zespołu Velvet Underground zatytułowany po prostu „The Velvet Underground & Nico”, wydany został 12 marca 1967 r. gdy Andy Warhol był menadżerem zespołu. Całość zamieszczonego materiału, w ekspresowym tempie bo zaledwie w ciągu dnia lub dwu, nagrano wiosną 1966. W roku 2003 magazyn Rolling Stone nazwał go „najbardziej proroczym albumem rockowym, jaki kiedykolwiek powstał”.
Siódmym utworem albumu, a pierwszym na drugiej stronie jest „Heroin” (Heroina). Zaczyna się powoli cichą, melodyjną gitarą Lou Reeda i jego szepczącym głosem, potem dochodzi rytmiczne brzmienie gitary Sterlinga Morrisona, wpływa perkusja i zaczyna brzęczeć altówka Johna Cale’a. Tempo stopniowo narasta, naśladując stan, jaki narrator osiąga po spożyciu narkotyku i tak zaczyna się bieg w nieskończoność. Na końcu pierwszej zwrotki padają słowa:
And I feel just like Jesus’ son – I czuję się jak syn Jezusa
W roku 1992 ukazała się książka, której tytuł „Syn Jezusa” inspirowany był słowami piosenki Lou Reeda. Jej autorem był współczesny pisarz amerykański urodzony w Niemczech, dorastający na Filipinach i w Japonii, a wychowany na przedmieściach Waszyngtonu, D.C., wykładał również na Uniwersytecie w Iowa, Denis Johnson. Autor nie ukrywał i w wywiadach o tym wspominał, że na jego wielokrotnie nagradzany zbiór opowiadań pod wspólnym tytułem „Jesus’ son” ogromny wpływ wywarła książka „Armia konna” Isaaca Babela.
Red Cavalry / Konarmiya / Конармия / Armia konna to zbiór opowiadań nastoletniego Rosjanina Isaaca Babela o Pierwszej Armii Konnej, sowieckiej formacji kawaleryjskiej powstałej w listopadzie 1919 roku z przekształcenia konnych oddziałów Armii Czerwonej walczącej podczas wojny polsko-bolszewickiej. Książka opiera się na jego pamiętniku, który pisał gdy był dziennikarzem przydzielonym do Pierwszej Armii Kawalerii Siemiona Budionnego w ten sposób wraz z innymi żołnierzami wkroczył na ziemie polskie.
Jego historie po raz pierwszy zostały wydane w latach dwudziestych. Dziś uważane są za pierwszą literacką wypowiedź narodu rosyjskiego na temat ciemnej, wstrętnej i gorzkiej rzeczywistości jaką przynosi wojna. Bardzo szybko zorientowano się, że jego opowiadania są czymś więcej niż tylko literackim opisem piekła wojny, okrutnej rzeczywistości dziejącej się tuż pod niebem. Książka została wycofana. Jej pierwsze wznowienie nastąpiło dopiero dwadzieścia lat po śmierci Stalina.
Isaac Babel, chłopak z Odessy, za namową Maksyma Gorkiego rozpoczął swoją karierę literacką i dołączył do słynnej czerwonej kawalerii. Przemoc, której stał się świadkiem, była w opozycji do łagodnej i pokojowej natury chłopaka. To można zaobserwować w jego opowiadaniach. W jednym z nich opisuje jak, by udowodnić żołnierzom, że jest godny ich koleżeństwa, by należeć do tej samej grupy, musi brutalnie zabić gęsi. Antysemityzm jest kolejnym ważnym tematem poruszanym w książce. Babel opisuje jak biali i czerwoni popełniają okropne okrucieństwa wobec Żydów.
Książki można spalić lub przestać je drukować lecz raz napisane i przeczytane żyją wiecznie. Okrucieństwa wojny w imię jakiegoś lepszego boga doprowadziły nie jeden naród na skraj przepaści. To rozumiemy wszyscy? Tak? Upewniam się tylko. Bo niby wszyscy wiemy też, że od szkół i nauczycieli zależy przyszłość narodu.
Po raz kolejny twierdzę, że edukacja stała się towarem, bardzo drogim towarem. Oświata, wychowanie w poczuciu miłości, nie tej fantastycznej ale do istoty ludzkiej, szacunku do praw natury i drugiego człowieka wydaje się, że dziś pozostaje passé. Jeżeli jest tak, że według badań Biblioteki Narodowej, co najmniej jedną książkę rocznie przeczytało jedynie 38 proc. Polaków, a w Ameryce w badaniach prowadzonych od 2012 r. że 74% Amerykanów przeczytało przynajmniej jedną książkę w ciągu ostatnich 12 miesięcy, to pewne skojarzenie nasuwa się samo. Rządzący tu i tam nie mają się o co martwić.
Życie nie dotyczy tego, co masz, tego w co się ubierasz ani gdzie mieszkasz lub kim się otaczasz. W życiu chodzi o głębię doświadczenia, twojego doświadczenia i twojej świadomości.