Balet Giselle obejrzałem, czy raczej poprawniej by było napisać, doświadczyłem podczas premiery 28 lutego na deskach Harris Theatre. Po blisko 30-letniej przerwie Brytyjski Balet Narodowy ponownie zawitał do Stanów Zjednoczonych, do Chicago z choreograficznym majstersztykiem, amerykańskiej premierze, Akrama Khana.
Rewolucja francuska, podobnie jak setka innych tego typu historycznych zamieci, zniszczyła część ludzkiego dorobku i rozlała mnóstwo krwi, wprowadziła też gruntowne zmiany do życia kulturalnego we Francji. Balety uwielbiane przez arystokrację te o bogach i boginiach Olimpu straciły na ważności, zamiast tego, pojawiły się nowe produkcje traktujące o zwykłych ludziach, prawdziwych miejscach, czasie współczesnym, historycznej prawdzie i nadprzyrodzonych mocach. Zmiany te były formą buntu przeciwko ustalonym regułom społecznym, przeciw sztywnym zasadom życia arystokracji i mieszczaństwa, przeciwko regułom życia politycznego oraz przeciw naukowemu podejściu do natury i człowieka. Produkcje baletowe o tym traktujące, stały się nową rozrywką, preferowaną przez rozwijającą się klasę średnią.
Balet romantyczny w dwóch aktach zatytułowany: Giselle po raz pierwszy został wykonany przez Ballet du Théâtre w Royale de Musique w Salle Le Peletier w Paryżu 28 czerwca 1841, gdzie główną rolę powierzono włoskiej baletnicy Carlott Grisi. Tamta premiera była bezdyskusyjnie olbrzymim sukcesem, Giselle stała się niezwykle popularna i od razu rozpoczęto przygotowania do wystawiania jej w całej Europie, Rosji i Stanach Zjednoczonych, co wkrótce się stało.
Gdy w Harris Theatre uniosła się kurtyna, dla wszystkich stało się jasne, że będzie to „Giselle”, jakiej nigdy wcześniej nie oglądali. Na scenie pojawiła się grupa tancerzy z rozpostartymi ramionami i rozcapierzonymi palcami wbijającymi się w masywny, betonowy mur. To oni nazywani są Wygnańcami, to grupa migrantów, którzy ciężko pracują w fabryce materiałów zarządzanej przez grupę apatycznych właścicieli. Wśród Wyrzutków jest Giselle tańczona przez Aline Cojocaru (Rumunia) oraz Hilarion, ewidentnie postać dilera narkotykowego w wykonaniu niezwykłego Jeffreya Cirio (Stany Zjednoczone) jest tam też Albrecht czyli Isaac Hernandez (Meksyk). Świat Wygnańców nie jest zapewne perfekcyjny, ale jest najprawdziwszym z możliwych, ze wszystkimi swoimi potknięciami i upadkami, bowiem to oni stanowią miąższ i tkankę tego co dookoła nas.
Starałem się odnaleźć możliwie najdokładniejsze nazwanie tego co czułem podczas prawie dwugodzinnego baletowego spektaklu, przeszywanego enigmatycznymi dźwiękami rozlegającymi się „z tamtej strony” i wtedy zrozumiałem. Podobnego uczucia doznałem wchodząc do Złotej Świątyni (Namdroling Monastery, Karnataka), poczucia pewności uczestniczenia w misterium z tą różnicą, że drgające w mikro spazmach mięśnie nie pozwoliły mi poruszyć się przez czas trwania pierwszego aktu, trzymając przykutego do teatralnego fotela.
Nie byłem i nie jestem znawcą baletu więc swoją uwagę skupiłem przede wszystkim na muzyce towarzyszącej przedstawieniu, która jak wcześniej wspomniałem, nie pochodziła stąd. Jej autorem jest Gavin Sutherland i to dzięki niemu ścieżka dźwiękowa stała się autonomicznym medium opowiadającym o Giselle. Podążała własną drogą, oplatając to co działo się na scenie, a gdy tancerze na moment znikali, dopowiadała to czego nie było widać, wciskała w fotel. To przedziwne i cudowne uczucie unoszenia się w dźwiękach muzyki nie było podobne do niczego co wcześniej doznałem, a stało się tak po raz pierwszy. Scenografia, taniec i muzyka to wszystko niczym wybuchowa mieszanka sprawiło, że poczułem się jakby rzucono na mnie hipnotyczne zaklęcie, magiczne i już nie do złamania. Jedyne co mogłem dalej zrobić to podążać za historią tańczoną przed moim oczami, wsłuchać się w najdrobniejszy dźwięk, który służył opowieści. Tak zrobiłem.
Choreograf Akram Khan urodził się w Anglii w rodzinie imigrantów z Bangladeszu, jest tancerzem jednej z ośmiu najważniejszych form klasycznego tańca hinduskiego – Kathak. Teraz zajrzyjcie do google, gdzie dokładnie leży Bangladesz? Pomiędzy Indiami, a płaczącym, zapomnianym Myanmar (poprzednio nazywanym Burmą). Rozdarcie pomiędzy Wschodem i Zachodem, wypełnione wspomnieniami, wierzeniami i perfekcją poszczególnych tanecznych figur najłatwiej było zaobserwować w akcie drugim. Opuszczona fabryka wypełniona duchami tych, którzy tu wcześniej skonali, z rozpaczy, z miłości, z samotności, pośród nich Albrecht pogrążony w smutku po Giselle. Pojawia się królowa, Myrtha, następuje spełnienie, kulminacja, Hilarion zostaje okrutnie zamordowany. Kończy się pewna epoka, kończy się opowieść, miłość pozostaje. Milknie muzyka, kurtyna opada, scena pustoszeje, rozlegają się kilkunastominutowe brawa na stojąco. Gdy nas już nie będzie, Giselle przygotowana przez Akrama Khana, pozostanie.
Jeśli tylko komuś będzie dane móc wybrać pomiędzy tym co mija każdego dnia na przepełnionej ulicy, a chwilą entuzjastycznego zauroczenia baletem to Giselle w wydaniu Akrama Khana jest najlepszym projektem ostatnich lat. Polecam gorąco.
Czy zdjecia sa Twojego autorstwa? Czy ich nie robiles? Bo nie widze podpisu 😉
Opublikowane zdjęcia nie są mego autorstwa. Cześć Sylwia!
Tak myślałem! Słaba jakość 🙂
Marcin! Tyle czasu, witaj. Cieszę się z Twoich odwiedzin.
Piękna opowieść o tzw. Sztuce wysokiej.
Zazdroszczę wrażliwości w odbiorze i kunsztu w opisaniu swoich wrażeń, Ponieważ nie mam szans na przeżycie takiego ..doświadczenia, to tym bardziej jestem wdzięczny za oprowadzenie.
Dziękuję
Tatul, zawsze mnie zaskakujesz doborem poruszanych przez Ciebie tematów i jestem pod wielkim wrażeniem jak je znajdujesz i opisujesz tym bardziej dziękuję za dobre słowa. Przeżycie nie do opisania, to prawda…