Wcześniej lub później przyjdzie tu zima. W kulturalny wtorek polecam ciepłą lekturę o muzyce w której będzie historia Polaka i Niemca. Pozostałym „nie śledzącym bloga” dobrego dnia życzę. Mam nadzieję, że tak jak w pewnej pieśni, zimny wiatr rozwieje wszelkie zmartwienia i rozgoni ciemne chmury.
Luty ‘39 był jednym z tych, który zapowiadał ciepłe i słoneczne lato, a po nim oszałamiającą kolorami jesień. W tym czasie w Polsce nie myślano jeszcze o zawierusze wojennej, ale wróćmy do początku… W jednej z polskich rodzin, na przedmieściach Chicago, na południowej stronie miasta 12 lutego 1939 urodził się Raymond Daniel Manczarek Jr. Opiekę nad nim i wychowanie sprawowali rodzice Helena i Raymund senior. W tym czasie uczęszczał do szkoły podstawowej Everett Elementary School, a w późniejszym czasie do szkoły średniej tylko dla chłopców St. Rita High School i w końcu został absolwentem Uniwersytetu DePaul z dyplomem ekonomisty.
W latach 1962-65 na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles był studentem Katedry Kinematografii i w tym też czasie poznał swoją przyszłą żonę Dorotę Fujikawa, a także innego studenta wydziału filmowego, Jima Morrisona. Zespół The Doors dzięki Manzarkowi nagrał sześć studyjnych albumów, zanim Morrison zmarł we Francji, a po jego śmierci jeszcze dwa na których rolę wokalisty przejął Ray, który jak sam powiedział w jednym z wywiadów: „Bez Morrisona to nie był The Doors”. Zespół ostatecznie przestał istnieć w 1973 roku.
Historia ta ma także swój drugi początek, bo 170 lat wcześniej. W 1803 roku w Bawarii w klasztorze Benediktbeuern odnalezione zostały średniowieczne manuskrypty poematów głównie napisanych po łacinie. Jak się później okazało były one dziełem różnych wędrujących XIII-wiecznych poetów, a także dosyć swawolnych mnichów bowiem pieśni te wcale nie wychwalały celibatu ani rozkoszy życia w zakonie, a wręcz przeciwnie. Ich autorzy na rozmaite sposoby opowiadali o radości życia płynącej z zupełnie innej strony murów klasztornych.
Niemiecki kompozytor Karl Orff zachwycony wewnętrzną rytmiką poematów, odkrył te wiersze dla szerszej publiczności w roku 1935, komponując suitę zatytułowaną Carmina Burana. Nie ma chyba fana dobrej muzyki ani uważnego wielbiciela X Muzy, który by się nie spotkał z głównym motywem zaczerpniętym z dzieła Orffa – O fortuna! To fragment, który nawet ludziom mało obeznanym muzycznie dodaje skrzydeł i wcale nie mam tu na myśl krótko ostrzyżonych degustatorów Red Bulla.
W roku 1983 ukazał się trzeci solowy album Manzarka zatytułowany Carmina Burana. Okładkę płyty stanowił kolaż ilustracji Heronima Bosch’a oraz Jana van Eycka połączonych, lub poprawnie by było, przemieszanych z nowoczesnymi przedmiotami takimi jak gitara, perkusja, szpulka taśmy stołu mikserskiego i instrumenty klawiszowe. Jest to o tyle ważne, że aranżacje Manzarka bazując na średniowiecznym zapisie muzycznym zagrane zostały przez instrumenty współczesne. Miało to na celu stworzenie wizji pełnych wyobrażeń, przywołujących ekstazę wyrażaną przez teksty poematów, a te wzmocnione przez intensywne uczucia towarzyszące życiu, a tak podobne do namiętności i zapewne hulaszczego trybu ich autorów, wędrownych poetów dawno, dawno temu.
20 maja, 2013 roku w wieku 74 lata po długiej walce z nowotworem przewodu żółciowego Ray Manzarek zmarł w klinice Rosenheim w Niemczech.
Stary dobry świat, może nieco zwariowany świat. Póki możemy słuchajmy dobrej muzyki
Zespół to normalnie CZAD!!!!!! A zdjęcie Twojego autorstwa…… Ech. Można się nabawić kompleksów 🙂
Nie o kompleksy tu chodzi, a o radość z muzyki! Emocje!
Póki możemy słuchajmy dobrej muzyki! Dzięki Sylwia.
Rzeczywiście niezwykła muzyka… aż mam ciary!
Jeśli zechcesz poszukać gdzieś w czeluściach Internetu wersji Orffa to poczujesz się jak w niebie! Dodaje skrzydeł, czadowe, niesamowite i… są ciary 🙂
[…] przekór temu co niektórzy słyszą w Carmina Burana, Carla Orffa, muzyka wcale nie bierze swego początku w barbarzyńskich, dzikich bębnach i […]