Na całym świecie są dwa rodzaje filmów. Te, które oglądają wszyscy i te, o których można przeczytać na moim blogu. Dziś będzie o irlandzko-kanadyjsko-luksemburskim filmie animowanym The Breadwinner (Żywiciel), którego producentem wykonawczym była Angelina Jolie.
The Bredwinner rozpoczyna się historią snutą przez edukowanego mężczyznę, nauczyciela i inwalidę wojennego Nurullaha, który zostaje nagle pobity bez przyczyny i uwięziony. W ten sposób jego rodzina zostaje bez środków do życia. Zgodnie z zasadą Talibów kobiety w Kabulu, a tam dzieje się akcja filmu, nie mogą opuszczać domu, gdy nie są w pełni okryte i gdy nie towarzyszy im męski członek rodziny. Jedynym mało prawdopodobnym „mężczyzną” w domu, zostaje maluch, brat głównej bohaterki filmu Parvany. Tymczasem matka, była dziennikarka radiowa, nie może wstać z łóżka, a jej nieco starsza siostra od teraz staje się idealnym celem porwania lub gwałtu. Wkraczamy w realia dla nas nie do pomyślenia.
Próby, małej Parvany, zdobycia czegoś do jedzenia kończą się fiaskiem. Dopiero gdy ścina włosy i przebiera w ubrania pozostawione po bracie, może w miarę bezpiecznie poruszać się pomiędzy straganami. Tam spotyka też inną dziewczynkę Shauzie, która próbuje zebrać pieniądze by uciec od porywczego ojca. Od niej dowiaduje się o możliwości przekupienia strażników więziennych i tak w jej głowie powstaje pomysł by uwolnić ojca. Od tego momentu, by więcej zarobić, dwie małe dziewczynki wykonują jeszcze cięższą pracę niż dotąd.
Często, gdy Parvana wraca do domu zabawia młodszego brata, Zakiego. Opowiada mu historię pewnego chłopca, który by odzyskać skradzione przez Króla-Słonia ziarna podjął się trudnej misji. Tak naprawdę w tym miejscu zaczęła się dla mnie filmowa opowieść i nie ukrywam, że chociaż animowana to naprawdę trudna. Jest to film z serii tych, które otwierają umysł na sprawy niezrozumiałe, a dziejące się wokół nas, otwiera oczy by widzieć więcej i rozgrzewa serce by czuć mocniej.
Scenariusz filmu oparty jest na jednej z powieści Deborah Ellis, kanadyjki urodzonej w roku 1960, która swą życiową przygodę z pisarstwem rozpoczęła gdy miała 12 lat. Ellis w 1997 wyjechała do Pakistanu by rozmawiać z uciekinierami w afgańskim obozie dla uchodźców. Na podstawie tam przeprowadzonych wywiadów, napisała serię książek: The Breadwinner, a wśród nich jedną o dziewczynce o imieniu Parvana. Podczas gdy główna historia zainspirowana została rozmową z matką i dziewczynką, która przebrała się za chłopca w obozie dla uchodźców, to kolejne wątki w pozostałych książkach serii są bardziej pomysłowymi eksploracjami prawdziwych historii tego jak dzieci potrafią przeżyć w czasie wojny, rozdzielenia i bezmyślnego okrucieństwa.
Do końca roku pozostało mniej niż trzy miesiące. Mijający rok, zapamiętam przede wszystkim jako ten, gdzie zaobserwowałem wzrost wpływów ugrupowań populistycznych. Na medialnej scenie politycznej znaleźli się ludzie, którzy budując swoją pozycję oparli głosy swego poparcia o najgorsze ludzkie instynkty. Każdego dnia widzę, jak rozprzestrzenia się wrogość do uchodźców i migracji jako takiej, jak kobiety zapominają znaczenie słowa „matka”, a ojcowie strzygąc głowy „rodzina”. Do moich uszu docierają hasła rewanżyzmu wobec tych, którym w życiu się powiodło. Z coraz nowocześniejszych ekranów TV sączy się jad pogardy dla prawa i prawdy.
Warto oglądać filmy takie jak The Breadwinner by zrozumieć jak ślepa jest zawierucha wojenna, jak bezmyślnie zabija niewinne istnienia i okalecza na zawsze rodziny. I to co najbardziej przerażające: jak pozbawia radości życia, wpychając w objęcia niekończącego się strachu. Proszę, zastanówmy się przez moment, czy można kogoś ukarać za to, że chce żyć bezpiecznie?
Warto wspomnieć, że autorka serii The Breadwinner, Deborah Ellis jest filantropką. Niemalże wszystkie swoje honoraria przekazuje organizacjom takim jak np. Canadian Women for Women in Afghanistan oraz UNICEF. Wielokrotnie z powodu pracy, którą wykonuje otrzymała groźby od talibów.
Uważnym Czytelnikom nie muszę tego pisać, a pozostałym chcę zwrócić uwagę na fakt, że ostatnie zdanie filmu jest jednym z pierwszych zapraszających na mój blog. To słowa Jalāl ad-Dīn Muhammada Rūmīego. Był on 13-wiecznym poetą perskim, prawnikiem, uczonym islamskim, teologiem i mistykiem sufickim, mieszkał w Konyi, mieście Imperium Osmańskiego (to dzisiejsza Turcja), a słowa te to:
Raise your words, not voice. It is rain that grows flowers, not thunder.
Dlatego warto pisać posty takie jak ten by wznosić na wyżyny słowa swe, nie głos. Bowiem kwiaty rosną od kropel deszczu, a nie huku grzmotów.
UWIELBIAM Angeline Jolie, a raczej jej działalność. Już pomijając to, że jest piękną kobietą. Dobrze, że sławne i uwielbiane przez tłumy osoby szczerze i prosto z serca przedstawiają tak trudne, ale istotne tematy i problemy. To właśnie owe “gwiazdy” mają szansę dotrzeć do milionów słuchaczy i widzów.
Angelina jest osobą publiczną, ciężką pracą doszła tam gdzie jest teraz, to dobrze. Tylko dzięki takim osobom możemy tak naprawdę oglądać filmy nie skażone polityką, słuchać muzyki gdzie oprócz prawie nagiej piosenkarki i pustki jest coś więcej, a przede wszystkim móc czytać książki autorów takich jak Ellis…
I jeszcze jedno: ja też oglądam i polecam filmy, których nie oglądają wszyscy. To znaczy, że tworzą trzecią kategorię, czy należą do drugiej- Twojej? 😛
To trudne pytanie lecz odpowiedź na nie jest tylko jedna: jesteś osobą myślącą. Pozdrawiam Sylwio!
Super, że napisałeś o tym filmie, ja o nim słyszałam kiedyś, a potem zapomniałam… Teraz już nie zapomnę! <3
Wart polecenia, wart obejrzenia! Nie zapominaj, proszę…