Piątkowy wiatr wywołał spektakularną falę na jeziorze, tak szeroko omawianą przez amerykańskie media. Wielka fala przywołała w mej pamięci scenę sztormu której byłem świadkiem, gdy oceaniczna woda, wysoką falą, wdzierała się i zalewała ulicę.
Co zostało w mojej pamięci? By ostrożnie obchodzić się z aparatem, że słona woda wdziera się wszędzie, że włosy po takiej wodzie są suche i zlepione, że wielka fala… warto podróżować.
W małej torebce, szczelnie zamkniętej przed wilgocią, ukrywam parę słów. Drobne są one lecz znaczą tak wiele. Więc chowam ją do kieszeni rozpiętej kurtki i podążam tylko w sobie znanym kierunku. Z daleka. Nie dorośliśmy do rozmowy, prowadzę więc swój monolog. Ze wszystkim nam do twarzy, a raczej z każdym nie po drodze. Dopóki piszą i mówią, ach jaki strach! A potem bęc, nie ma nic, zostaje cisza. Podnieść się i iść dalej. Bez nich? Bez tego przywiązania do nich? Bezgranicznej wiary w nie? Wyjmuję torebkę i sprawdzam czy tam jeszcze są. Kolejna wielka fala przechodzi obok mnie próbując wyrwać z moich rąk to co najdroższe. Przejdzie ta, będzie następna i tak przez lata. Słowa pozostaną bezpiecznie ukryte, odizolowane od słonej wody.